22 lutego 2016

Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz - Mary Shelley


Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 352
Pierwsze wydanie: 1818
Polska premiera: 1925

Mam pewien problem z sięganiem po dzieła należące do klasyki literatury. Z jednej strony ogromnie mnie ciekawią i chciałabym poznać najsłynniejsze, najbardziej znaczące książki, które z jakiegoś powodu zapisały się w historii. Jednak z drugiej, obawiam się spotkania z lekturami otoczonymi aurą wyjątkowości, genialności ich autorów i rzekomo powszechnego zachwytu, jaki wzbudzają w czytelnikach na całym świecie. Stopniowo staram się przełamywać i nie zwracać uwagi na obawy, że uznane utwory nie przypadną mi do gustu, ale i tak nie czytam ich tak często jakbym tego chciała. Na szczęście coraz chętniej sięgam po klasykę grozy i z czystym sumieniem mogę polecić opowiadania H. P. Lovecrafta, Draculę Brama Stokera, a teraz także Frankensteina Mary Shelley. Warto wspomnieć, że najsłynniejsza powieść pisarki powstała w niezwykłych okolicznościach, które również stały się częścią legendy tego dzieła.

Mary Shelley stworzyła swoją historię w tak zwanym „roku bez lata”, czyli okresie gwałtownych anomalii pogodowych oraz społecznych niepokojów związanych z wysokimi cenami żywności i dotykającą wielu ludzi klęską głodu. Dziewiętnastoletnia autorka przebywała wówczas w Szwajcarii, wypoczywając nad Jeziorem Genewskim, a towarzyszył jej mąż Percy B.Shelley, przyrodnia siostra Claire Clermont, słynny literat i utracjusz George Gordon Byron oraz doktor John William Polidori, zatrudniony ponoć głównie do sporządzania narkotycznych mieszanek. Z powodu fatalnej aury wymuszającej spędzanie wolnego czasu w domu, towarzystwo zabawiało się czytaniem niemieckich opowieści niesamowitych, czego skutkiem były narodziny pomysłu, by każdy zajął się pisaniem własnego utworu o duchach, zjawach i innych nadprzyrodzonych postaciach. Nie jest tajemnicą, że do zadania największy zapał miała Mary Shelley, która wówczas wykreowała historię o doktorze Frankensteinie i jego potwornym eksperymencie. Zarówno jej mąż, jak i Byron szybko znudzili się wymyśloną zabawą, natomiast Polidori napisał krótką nowelę o wymownym tytule Wampir, uznawaną obecnie za pierwsze dzieło zawierające dokładną charakterystykę istoty funkcjonującej wówczas wyłącznie w ludowych opowieściach.

Ilustracja autorstwa Lynda Warda.
Nie ma wątpliwości, iż Frankenstein przeszedł do historii, wywierając ogromny wpływ na kształtowanie się literackiej grozy, a następnie za sprawą medium filmowego, zadamawiając się w kulturze popularnej. Powstało mnóstwo wariacji na temat tej opowieści, dlatego jestem przekonana, że trudno byłoby znaleźć osobę, która nie słyszałaby o tytułowym naukowcu pragnącym zgłębić tajemnicę powstawania życia. Sądzę jednak, że warto sięgnąć do źródła i poznać losy sztucznego człowieka oraz jego twórcy w pierwotnej, niezmienionej jeszcze wersji, pozwalającej docenić potencjał w snuciu różnych interpretacji oraz zrozumieć uniwersalizm sprawiający, iż wiele kwestii nadal jest aktualnych. Cała historia rozpoczyna się od listów angielskiego żeglarza, relacjonującego swoje przygody ukochanej siostrze. W pewnym momencie Robert Walton wspomina o tajemniczym nieznajomym, który osłabiony i zziębnięty trafił na pokład jego statku. Osamotniony podróżnik z radością powitał nowego kompana, z czasem stając się powiernikiem mężczyzny opowiadającego o swoim burzliwym, nieszczęśliwym życiu. Oczywiście owym towarzyszem wyprawy jest nie kto inny, jak Wiktor Frankenstein, cierpiący z powodu okropieństw jakich przysporzyło mu jego największego naukowe dzieło, czyli przerażający, siejący zło i zniszczenie potwór.

Debiutancka książka Shelley rozpala wyobraźnię i prowokuje do szeregu rozważań nad moralnymi i etycznymi powinnościami człowieka, w którego naturę wpisana jest chęć odkrywania, zdobywania, przekraczania granic oraz poszerzania horyzontów. Jestem oczarowana wizjonerstwem autorki piszącej o problemie wzięcia odpowiedzialności za eksperymenty naukowe i konsekwencje szalonych działań motywowanych chęcią zdobycia sławy oraz bycia prekursorem w określonej dziedzinie. Zaskakują również refleksje na temat wpływu społeczeństwa na zachowanie człowieka, a także tego, co determinuje przekształcenie się w prawego i cnotliwego obywatela lub potępionego wyrzutka mszczącego się za odrzucenie spowodowane bezpodstawnymi uprzedzeniami. Spodziewałam się, że pisarka zastosowała jasne rozgraniczenie pomiędzy dobrym a złym bohaterem, a tymczasem okazuje się, iż Shelley wcale nie feruje wyroków i nie osądza swoich postaci. Oczywiście w utworze wyraźnie pobrzmiewają echa pewnych przekonań czy nawet nieco kontrowersyjnych jak na tamte czasy poglądów, ale zawsze pozostaje miejsce na to, by czytelnik mógł wyciągnąć własne wnioski.

W trakcie lektury zastanawiałam się zarówno nad postępowaniem Wiktora Frankensteina, jak i bezimiennego, nieopatrznie powołanego do życia potwora. Trudno któregokolwiek jednoznacznie ocenić, ponieważ obaj popełnili dużo błędów, jednak nie zawsze złe czyny wynikały ze złych intencji. Genialny naukowiec okazał się na tyle niedojrzały i słaby psychicznie, że nie był w stanie odpowiednio pokierować stworzoną przez siebie istotą, co doprowadziło do szeregu tragedii dotykających rodzinę i przyjaciół Frankensteina. Z kolei wytworzony w laboratorium człowiek natychmiast poznał gorycz odrzucenia, samotności i zagubienia. Pozbawiony tożsamości, wspomnień, podstawowych umiejętności, a przede wszystkim ludzkiej serdeczności, stał się bestią przynoszącą śmierć i cierpienie. Równie intrygująco oraz wieloznacznie wypada nakreślenie relacji panujących pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny głównego bohatera. Wiktor wiele razy wspomina o szczęściu panującym w jego domu, które zostało zniszczone wraz z pojawieniem się owocu jego eksperymentów. Pozornie to stwierdzenie wydaje się prawdziwe, ale czy rzeczywiście mężczyzna wychował się w takiej sielankowej atmosferze skoro nie był w stanie zwierzyć się bliskimi ze swojego czynu? Rzekomo troszczył się o ojca i ukochaną kuzynkę Elżbietę, ale niemal przez cały czas narażał ich na ogromne niebezpieczeństwo.

Ilustracja autorstwa Lynda Warda.
Pisarka poruszyła także wątek kazirodczej miłości, ponieważ Wiktor i Elżbieta od dzieciństwa wiedzieli, że mają się pobrać. Wprawdzie wówczas małżeństwa między kuzynami nie były niczym dziwnym, ale i tak ich relacja nieco niepokoi, zwłaszcza że biedna Elżbieta jest w zasadzie bezwolna i z pokorą przyjmuje wszystko, co zsyła los. Mary Shelley wyraźnie zaakcentowała smutną egzystencję ówczesnych kobiet, które zdane były na łaskę i niełaskę ojców, a potem mężów. Elżbieta przedkłada własne szczęście nad zadowolenie członków rodziny, ale zdaje sobie sprawę z niesprawiedliwości obyczajów, pozwalających mężczyznom wyjeżdżać, poznawać świat, kształcić się i rozwijać, a kobietom nakazujących wiernie czekać w domu. W powieści pojawiają się również inne bohaterki, jednak ich los jest równie przygnębiający, co życie ukochanej Wiktora. W kontekście związku protagonistów muszę wspomnieć także o pewnych sygnałach wskazujących na to, że mężczyzna może być również uważany za homoseksualistę. Ta kwestia została ledwie zarysowana, jednakże w kilku miejscach zachowanie bohatera jest dość dwuznaczne, dlatego można obronić również taką interpretację.

Nie sposób omówić wszystkich ważnych i interesujących wątków oraz problemów podjętych przez autorkę, ale zapewniam, że warto czytać Frankensteina i samodzielnie odkrywać wieloznaczność tego utworu, pamiętając, iż jest to dzieło prekursorskie dla gatunku grozy. Oczywiście nie należy przystawiać do niego dzisiejszych kryteriów rządzących powieściami z dreszczykiem, ale zapewniam, że żaden fan horroru nie będzie rozczarowany. Shelley potrafi budować atmosferę, pokazywać niepokojącą potęgę natury oraz opisywać jak bohaterowie stopniowo stają się niewolnikami własnych idei, pragnień, ale także lęków prowadzących do przerażających czynów. Zachęcam zwłaszcza do sięgnięcia po to konkretne wydanie, ponieważ oprócz powieści Shelley zawiera również dzieła pozostałych uczestników słynnej zabawy, a także przedmowę autorki do trzeciego wydania Frankensteina, w której pisarka tłumaczy się z wprowadzonych do utworu zmian oraz przywołuje okoliczności jego powstania. Dużą wartość ma także dość obszerne posłowie Macieja Płazy, rzucające światło na wiele istotnych aspektów związanych z życiem i twórczością Mary Shelley, jak chociażby ingerencja jej męża, któremu prawdopodobnie zawdzięczamy momentami zbyt kwiecisty oraz górnolotny styl dzieła. Całość dopełniają piękne, niepokojące i bardzo sugestywne ilustracje autorstwa amerykańskiego artysty Lynda Warda. 

Ocena: 5.5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z półki, Mini Book Challenge (Stare, ale jare: książka, która ma więcej niż 100 lat),  Czytam literaturę sprzed XXI wieku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz