Wydawnictwo: Mira
Liczba stron: 300
Kryminały z seryjnym zabójcą w tle zazwyczaj należą do najbardziej brutalnych i szokujących opowieści o morderstwie. Niejako z góry wiadomo, że takie książki wymagają od czytelnika odporności na makabryczne opisy, chęci zgłębienia zwichrowanego umysłu szaleńca oraz przygotowania na częste zwroty akcji. Jak się jednak okazuje są też historie o seryjnych zbrodniarzach, które można określić jako nieco lżejsze, skierowane do odbiorców niekoniecznie lubujących się w opisach potworności do jakich zdolny jest człowiek. Właśnie taką książką jest pierwsza część cyklu o porucznik Taylor Jackson. W Złodzieju dłoni morderca nie próżnuje, więc trup ściele się gęsto. Na dodatek jego ofiary zostają mocno okaleczone, ale autorka oszczędziła czytelnikom szczegółowych opisów dokonań psychopaty oraz fragmentów eksponujących uczucia postaci mających świadomość, że ich życie dobiega kresu. Z mojej perspektywy oznacza to, że powieść jest nieco mniej emocjonująca i nie oddziałuje na wyobraźnię tak mocno jak inne historie należące do tego gatunku. Jednak mam wrażenie, że dla czytelników dopiero zaczynających znajomość z taką literatura, Złodziej dłoni to dobry wybór.
Pracująca w wydziale zabójstw porucznik Taylor Jackson wraz z agentem FBI Johnem Baldwinem zajmuje się serią morderstw dokonanych przez tak zwanego Dusiciela z Południa. Psychopata porywa młode dziewczyny o określonym typie urody i po kilku dniach porzuca okaleczone ciała. Na miejscu zbrodni policjanci zawsze znajdują odciętą dłoń, leżącą w pewnej odległości od zmasakrowanych zwłok. Media szybko docierają do szczegółów tych bestialskich mordów i nie wahają się ich upublicznić podsycając strach oraz siejąc panikę wśród mieszkańców miast, z których pochodziły ofiary. Na dodatek uaktywnia się również poszukiwany od dawna gwałciciel o pseudonimie Słotnik, a pewna zbyt ambitna dziennikarka pakuje się w poważne kłopoty, co oznacza, że Taylor i John mają pełne ręce roboty.
Uważam, że powieść J.T. Ellison jest całkiem udana, chociaż pisarka nie uniknęła kilku niedociągnięć. Jednak zanim zacznę marudzić, napiszę o tym, co uważam za plus Złodzieja dłoni. Na uwagę zasługuje bardzo szybko rozwijająca się akcja. Właściwie już na pierwszej stronie autorka wrzuca czytelnika w wir wydarzeń, postaci oraz nazwisk ofiar Dusiciela, ponieważ jak już wspomniałam wcześniej zabójca jest wyjątkowo aktywny. Przez kilkadziesiąt pierwszych stron miałam wrażenie lekkiego chaosu, jakby Ellison zbyt szybko chciała nakreślić sytuację i trochę zbyt nachalnie wciągnąć odbiorcę do wykreowanego świata, ale na szczęście to odczucie szybko zostało zastąpione przez rosnące zaangażowanie w tę historię. Następnie dość szybko okazało się, że pewne elementy fabuły zgrabnie się ze sobą łączą, a nowych bohaterów już nie przybywa, więc początkowy chaos ustąpił miejsca przemyślanej, wielowątkowej fabule. Pozytywnie zaskoczyło mnie także to, że bohaterowie koncentrują się na kilku poważnych przestępstwach. W tej książce wszyscy śledczy nie mogą tak po prostu skupić się na seryjnym zabójcy i ignorować inne zbrodnie, ponieważ pojawienie się Dusiciela z Południa w żaden sposób nie wpływa na zmniejszenie ilości innych przewinień. Moim zdaniem takie rozwiązanie dodaje wiarygodności, ponieważ każdy zespół zajmuje się przydzieloną sprawą i niemożliwe jest, żeby wszyscy policjanci uganiali się za jednym przestępcą.
Jak już pewnie zdążyliście się zorientować bardzo często narzekam na wątek miłosny poprowadzony w kryminałach, ponieważ w przeważającej większości przypadków romans tylko psuje napięcie, spowalnia akcję, a na dodatek jest przewidywalny, ponieważ od razu wiadomo, kogo ugodzi strzała amora. Możliwe, że tym razem was zaskoczę, ale nie zamierzam krytykować uczucia pomiędzy bohaterami, dlatego że pisarka nie zmusiła mnie do śledzenie rodzącej się fascynacji czy namiętności. Zamiast tego wprowadziła do historii postaci już uwikłane w związek, omijając tym samym banalny początek romansu oraz wszelkie rozterki związane z tym czy na pewno tę parę może połączyć coś więcej. Taką postać wątku miłosnego akceptuję i nie miałabym nic przeciwko, gdyby większość autorów wzięła przykład z Ellison. Oczywiście Złodziej dłoni nie jest powieścią bez wad. Za najbardziej drażniącą kwestię uważam zbyt jasną podpowiedź, pozwalającą czytelnikowi na przedwczesne zdemaskowanie tożsamości Dusiciela z Południa. Dość szybko domyśliłam się, kto jest zwyrodnialcem zabijającym młode kobiety i nie ukrywam, że to odkrycie trochę zepsuło mi frajdę z czytania. Wystarczyłoby, żeby pisarka dokonała niewielkiej korekty, a książka byłaby bardziej emocjonująca i zaskakująca. Jestem zdziwiona, że nikt autorce tego nie doradził, bo w pewnej scenie aż się prosi o mniejszą dosłowność.
Zabrakło mi także bodźca pozwalającego na zbudowanie emocjonalnej więzi z uprowadzonymi bohaterami. Jak już pisałam w pierwszym akapicie ofiary zabójcy występują jedynie jako nazwiska. Szkoda, że pisarka nie zdecydowała się na przybliżenie portretu którejś z kobiet. Podejrzewam, że gdyby to zrobiła, postepowanie mordercy byłoby jeszcze bardziej szokujące i oddziałujące na wyobraźnię. Złodziej dłoni to ciekawy początek kolejnego kryminalnego cyklu, na który warto zwrócić uwagę. Powieść J.T. Ellison nie jest doskonała, ale fani gatunku mogą być z niej zadowoleni. Żałuję tylko, że wydawnictwo tak dziwnie publikuje tę serię. Oprócz tej książki na naszym rynku dostępna jest jeszcze trzecia i siódma część. Mam nadzieję, że reszta ukaże się wkrótce, w przeciwnym razie będę musiała zmierzyć się z oryginałami, ponieważ mam zamiar kontynuować poznawanie twórczości Ellison.
Ocena: 4 / 6
Cykl "Taylor Jackson"
2. 14
3. Pocałunek śmierci
4. The Cold Room
5. The Immortals
6. So Close the Hand of Death
7. Umarli nie kłamią
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz