25 kwietnia 2013

Obce dziecko - Alan Hollinghurst


Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 616

Nie wierzyłam, że kiedykolwiek to napiszę, ale przyszedł moment, w którym nie mogę się już oszukiwać. Cierpię na kryzys czytelniczy. Do tej pory byłam przekonana, że taka przypadłość nigdy mnie nie dotknie. No, bo jak to, kryzys i awersja do słowa pisanego, kiedy tyle interesujących książek czeka na przeczytanie? Czy to możliwe, żeby ekscytacja na myśl o kolejnych kilkunastu stronach powieści została zastąpiona przez niechęć wywołaną samym spojrzeniem na książkę? Niestety tak. I nie wiem, czy gorszy jest sam fakt zmuszania się do lektury czy też to, że ten niechlubny stan wywołało dzieło cenionego, wielokrotnie nagradzanego i uznawanego za mistrza powieściopisarstwa Alana Hollinghursta. Przez dwa tygodnie Obce dziecko było moim wyrzutem sumienia, moją kulą u nogi i powodem do zgryzoty, wywołanej myślami, że nie jestem w stanie docenić pisarskiego kunsztu wybitnego autora.

Latem 1913 roku do posiadłości „Dwa Akry” przyjeżdża młody arystokrata i początkujący poeta Cecil Valance. Mężczyzna pojawia się w życiu rodziny Sawle’ów jako oddany i jedyny przyjaciel nieśmiałego i niezbyt towarzyskiego George’a. Domownicy są wprost zachwyceni osobą Cecila. Jego urok, dobre maniery i zdolność do zjednywania sobie powszechnej sympatii sprawiają, że zaledwie kilkudniowy pobyt w „Dwóch Akrach” będzie miał ogromny wpływ na przyszłość bohaterów. Zwłaszcza życie George’a i jego szesnastoletniej siostry Daphne zostanie zdominowane przez osobę Cecila, którego biografia będzie później szeroko komentowana i badana, zarówno przez fanów jego twórczości, jak i rządnych sławy biografów, mających nadzieję na ujawnienie szokujących faktów o przedwcześnie zmarłym poecie.

Sięgając po powieść Hollinghursta byłam gotowa na obcowanie z dziełem wyższej klasy, oczarowującym bogactwem języka, trafnością charakterystyki angielskiego społeczeństwa i opisem przemian, jakim poddało się w przeciągu stu lat. Niby wszystko to znajduje się w powieści, ale z nie do końca znanych mi przyczyn, czytanie jej to droga przez mękę. Możliwe, że zwyczajnie nie potrafię dostrzec i docenić wybitności Obcego dziecko, ale muszę przyznać, że w trakcie lektury zwyczajnie się wynudziłam. Nie zliczę ile razy miałam ochotę cisnąć książkę w kąt i nigdy do niej nie wracać, mimo że podejmowane przez pisarza tematy są interesujące i warte poznania. Ale cóż z tego, skoro zostały podane w zupełnie nietrafionej formie. Akcja powieści obejmuje niemal sto lat, co zapowiada prawdziwą ucztę literacką złożoną z dopracowanych w najdrobniejszym szczególe bohaterów oraz wydarzeń obnażających konserwatywną powierzchowność angielskiej arystokracji, skonfrontowaną z nagle zmieniającymi się obyczajami. Teoretycznie tak właśnie jest, ale jako czytelniczka nie odczuwałam żadnych emocji związanych ze śledzeniem poczynań kolejnych postaci. Najważniejsze wydarzenia są pominięte. O tym, co się właściwie zdarzyło i jak do tego doszło odbiorca zazwyczaj nie zostaje poinformowany. W jakimś stopniu może się domyślać, rekonstruować pewne wątki i próbować zrozumieć postępowanie bohaterów, ale jest pozbawiony możliwości współodczuwania z postaciami. I te wszystkie niedopowiedzenia bynajmniej nie mają charakteru interesującej gry z czytelnikiem, ponieważ jawią się jako męczące, przestylizowane chwyty, zastosowane tylko po to, by książkę uczynić bardziej irytującą.

Wspomniałam, że Obce dziecko może zanudzić niemal na śmierć. Z bólem serca wydaję taką opinię, ale inaczej tego ująć nie mogę. W trakcie czytania miałam wrażenie, że jestem intruzem podglądającym czyjeś życie. Śledziłam kilkudziesięciostronicowe charakterystyki przyjęć, na których arystokracja spotykała się raczej z obowiązku niż ze szczerej chęci, byłam obecna podczas rozmów, przejażdżek, spacerów i sekretnych spotkań kochanków. W ogólnej perspektywie zyskałam pewien obraz życia angielskiego społeczeństwa, przekonałam się jak silna może być chęć wykreowania mało znaczącego zdarzenia na spektakularny zwrot w życiu i to jest niezaprzeczalna wartość tej książki. Ale, nie odczuwałam żadnej przyjemności z lektury. To czytelnicze szpiegowanie było męczące. Zamiast bogactwa języka otrzymałam lekki bełkot, wynikający z odczuwalnego wysiłku, jaki pisarz włożył w to, żeby każde zdanie było maksymalnie rozbudowane, skomplikowane i niejednoznacznie.

Niewątpliwie zaletą Obcego dziecka jest świetne nakreślenie charakteru postaci. Od flirciarza i czerpiącego z życia garściami Cecila, przez zalęknionego, przerażonego własnymi uczuciami George’a, naiwną i łaknącą zainteresowania Dahpne aż do nieudolnego, ale wytrwałego biografa Paula Bryanta oraz wielu innych bohaterów, należących do rodziny Valance’ów i Sawle’ów. Najnowsza powieść Alana Hollinghursta na pewno znajdzie zachwyconych czytelników, którzy z pogardą przeczytają recenzje utrzymane w podobnym tonie, co moja. Nie będę jednak udawać, że oczarowało mnie to dzieło, bo chociaż rozumiem jego przesłanie, to dawno żadna książka tak mnie nie wymęczyła. Obce dziecko nie jest intelektualnym wyzwaniem, to raczej próba cierpliwości i samozaparcia ze strony czytelników. Zdecydujcie sami czy macie ochotę zmierzyć się z tą powieścią.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Muza.
 
Ocena: 3 / 6