18 lutego 2019

Wojna światów - Herbert George Wells


Liczba stron: 218
Wydawnictwo: Vesper
Pierwsze wydanie: 1898
Polska premiera: 1898


Kiedy sięgam po powieść uznawaną za jedną z najbardziej istotnych i wpływowych w historii literatury danego gatunku, odczuwam lekki stres związany zarówno z oczekiwaniami wobec takiej książki, jak i obawą czy dostrzegę elementy, za które dzieło jest cenione. Wojna światów dodatkowo onieśmielała mnie ze względu na fakt, że po raz pierwszy została wydana 121 lat temu, a nieczęsto sięgam po powieści napisane w tak odległych czasach. Niemniej zabrałam się za lekturę z dużym zapałem i zadowoleniem, że nowy rok zaczynam klasyką science fiction. 

Głównym bohaterem tej historii jest bezimienny filozof i pisarz mieszkający w niewielkim miasteczku w południowej Anglii, który pewnej nocy obserwuje przez teleskop niepokojące rozbłyski na powierzchni Marsa. Nazajutrz okazuje się, że przedziwny metalowy cylinder wbił się ziemię niedaleko domu mężczyzny, przyciągając zainteresowanie wielu ludzi. Uczeni, wojskowi oraz zwykli gapie przybyli na miejsce zdarzenia, ale ich cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Godzinami nie działo się nic, mimo że różne osoby próbowały odkopać cylinder, by dostać się do jego wnętrza. Nagle dziwaczne urządzenie po prostu się otworzyło, a oczom zebranych ukazała się ohydna, galaretowata istota. Pierwszy kontakt z przybyszem utwierdził ludzi w przekonaniu, że tajemniczy stwór nie ma dobrych zamiarów. Siejąc śmierć i zniszczenie Marsjanin zawładnął terenem, a wkrótce cała okolica zaroiła się od kolejnych wrogich statków. Rozpoczęła się inwazja!

Wspomniana wojna pomiędzy ludźmi a kosmitami została zaskakująco uniwersalnie opisana. Oczywiście pewne elementy mocno trącą myszką, ale mimo wszystko obrazy potężnych machin sterowanych przez obcych oraz urządzeń wypuszczających trujące gazy lub strumienie śmiercionośnego gorąca, wciąż działają na wyobraźnię. Po lekturze tej powieści absolutnie nie dziwi mnie fakt, że zainspirowała tak wielu pisarzy czy reżyserów dokładających w kolejnych dekadach swoje cegiełki do literatury i kina science fiction. Wells wymyślił rozwiązania wyprzedzające dziewiętnastowieczne osiągnięcia w zakresie sztuki wojennej, wspominając o latających maszynach, niemal niezniszczalnych pancerzach czy dziwnych oparach zabijających ludzi w ciągu sekundy. Popisał się również fantazją w charakterystyce wyglądu oraz funkcji życiowych Marsjan, chociaż w tym względzie pewne elementy wyraźnie wskazują na dawny sposób postrzegania świata. Niemniej doceniam wszelkie intrygujące osobliwości związane z opisem tego jak kosmici poruszają się, w jaki sposób pobierają pokarm i dlaczego narrator uważa ich za przejaw wyższego stopnia w ewolucji gatunku.

Zaskoczyła mnie początkowa reakcja bohaterów na tak osobliwe wydarzenie jak pojawienie się na Ziemi istot z obcej planety. Zarówno sam narrator, jak i opisywani przez niego ludzie przez pierwszą dobę nie odczuwali strachu, a jedynie zdziwienie i ciekawość, skłaniające ich do tłumnego gromadzenia się wokół metalowego cylindra. Odniosłam wrażenie, że bohaterowie byli tak przekonani o swojej wyższości nad innymi gatunkami i niezachwianej pozycji władców Ziemi, że nie dopuszczali do siebie zaistniałej sytuacji. Dopiero wrogi ruch Marsjan przebudził mieszkańców miasteczka z letargu, uświadamiając, że ich panowanie na tej planecie może dobiec końca. Wells nie sili się na budowanie atmosfery grozy, ale efekt uzyskuje mimochodem. Pewne sceny przyprawiają o szybsze bicie serca, ponieważ kosmici działają bezlitośnie, przez co wyraźnie widać, że nie przybyli na naszą planetę przypadkiem. Opisy zniszczeń dokonanych przez obcych, paniki wybuchającej wśród ludności, opustoszałego Londynu oraz tego, co dzieje się w zrujnowanym domu, w którym narrator musi przebywać przez parę dni, to zdecydowanie najlepsze momenty powieści.

Niemniej Wojna światów ma też swoje wady. Najbardziej przeszkadzał mi protagonista, którego odebrałam jako bezbarwną, nieciekawą postać. Teoretycznie mężczyzna jest bezbronnym świadkiem przerażających wydarzeń, cywilem mogącym jedynie rzucić się do ucieczki, więc nie powinnam narzekać, że nie dokonuje wielkich czynów i nie przeżywa ekscytujących przygód, ale w praktyce nużyło mnie śledzenie jak wędruje przez kolejne wioski, żyjąc z dnia na dzień. Być może mój brak zainteresowania protagonistą wynika z oczekiwań zbudowanych przez współczesne powieści science fiction. W nich bohaterowie ratują świat, obalają reżimy i pokonują wrogów, a u Wellsa panuje zupełnie inna atmosfera. Niespecjalnie spodobał mi się też rozdział, będący streszczeniem tego, czego doświadczył brat narratora, bo w mojej ocenie ten fragment burzy spójność historii, chociaż rozumiem, że autor zapewne chciał pokazać jak atak Marsjan odebrała inna postać i stąd takie wtrącenie.

Czy książka H. G. Wellsa może podobać się dzisiejszym czytelnikom? Zdecydowanie tak, ponieważ to solidna literatura, kładąca podwaliny pod apokaliptyczne wizje końca naszej cywilizacji. Brytyjski autor nie tylko opisał atak pozaziemskich istot, ale też pokazał jak społeczeństwo końca XIX wieku mogłoby zareagować na takie wydarzenie. Często spotykam się z opiniami, że współczesny człowiek odcięty od wszelkich nowinek technicznych i wygód, byłby jak dziecko we mgle w razie globalnej awarii elektryczności czy jakiejkolwiek innej katastrofy. Z powieści Wellsa wynika, że również ponad sto lat temu ludzie mieliby problem z przetrwaniem, gdyby nagle zostali wyrwani ze znajomego środowiska. Pisarz obnaża słabości naszego gatunku, zarówno te fizyczne, jak i psychiczne czy moralne, dlatego Wojna światów nie jest historią, o której zapomina się tuż po zamknięciu książki. Namawiam do sięgnięcia po tę powieść, a sama już rozglądam się za kolejnymi dziełami Wellsa. 

Ocena: 4.5 / 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz