17 listopada 2018

Call of Cthulhu + wyjaśnienie


Kochani, mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie mnie i moje miejsce w sieci :). W ciągu ostatnich kilku miesięcy zupełnie pochłonęło mnie pozablogowe życie, więc wybaczcie, że nie udzielałam się przez ten czas. Zgodnie z tym, co wielokrotnie deklarowałam, nie chcę odpuszczać sobie pisania, recenzowania i dyskutowania z Wami, dlatego nieśmiało wracam. Na razie z recenzją gry powstałej na motywach twórczości Lovecrafta, ale niedługo pojawi się również opinia o pewnym thrillerze. Jak to ja, nie deklaruję, że będę pisać często i regularnie, ale będę się starać :). 



 Producent: Frogwares
 Wydawca: Focus Home Interactive
Data premiery: 31 października 2018
Czas gry: Około 12 godzin
Platforma: PC, PS4, XONE


Twórczość H.P. Lovecrafta od dekad pobudza wyobraźnię czytelników spragnionych mrocznych opowieści wypełnionych koszmarnymi wizjami i prawdziwie przerażającymi wątkami. Wykreowany przez pisarza świat został naszpikowany powtarzającymi się motywami, wydarzeniami oraz postaciami, przez co utarło się przekonanie, że utwory Lovecrafta stanowią osobne uniwersum, często określane mianem mitologii Cthulhu. Opowiadania o przedwiecznych bóstwach, tajemniczych artefaktach posiadających niezwykłą moc oraz przepełnionych trwogą bohaterach, od dawna inspirują wielu reżyserów, pisarzy, rysowników, a także twórców gier grozy. Nic więc dziwnego, że co jakiś czas na rynku pojawia się kolejna interaktywna produkcja oparta na literackim dorobku Samotnika z Providence. Najnowszą propozycję przedstawiło studio Cyanide, wydając Call of Cthulhu – grę bazującą bardziej na papierowym systemie RPG odwołującym się do twórczości Lovecrafta, niż samych nowelach, ale mimo tego budzącą duże zainteresowanie wśród fanów horroru.
 

Prywatny detektyw w akcji.

O Call of Cthulhu było głośno na wiele miesięcy przed premierą, ponieważ materiały promocyjne obiecywały solidną dawkę grozy dostarczaną przez mroczną, angażującą opowieść, w której rozwój poszczególnych wątków miał być w znacznym stopniu uzależniony od decyzji podejmowanych w trakcie rozgrywki. Zapowiadano też możliwość swobodnej eksploracji świata oraz duży wpływ elementów RPG na zachowanie protagonisty, a w konsekwencji na kształt prowadzonego przez niego śledztwa. Niestety okazało się, że w większości przypadków twórcy złożyli obietnice bez pokrycia, ponieważ gra nie jest ani tak rozbudowana, ani tak dopracowana jak zapewniano. Punktem wyjścia historii staje się spotkanie prywatnego detektywa Edwarda Pierce’a z mężczyzną proszącym o zbadanie okoliczności pożaru w domu rodziny Hawkins, a zwłaszcza szczegółów dotyczących śmierci jego córki Sarah. Bohater przyjmuje zlecenie i udaje się na wyspę Darkwater, której mieszkańcy nieprzychylnie patrzą na przybysza mieszającego się w lokalne sprawy. Pierce wkrótce przekonuje się również, że im bardziej stara się dotrzeć do prawdy, tym trudniej zachować mu obiektywne spojrzenie, ponieważ na wyspie fikcja miesza się z rzeczywistością, a senne koszmary zdają się opanowywać umysł również na jawie.


Przemierzanie szpitalnych korytarzy dostarcza sporo emocji.

Gdybym musiała wskazać największy atut Call of Cthulhu, postawiłabym na fabułę, chociaż nie oznacza to, że nie mam zastrzeżeń do poprowadzenia poszczególnych wątków. Historia przedstawiona w grze intryguje od samego początku, zachęcając odbiorcę do zanurzenia się w świecie, w którym żadna z postaci nie jest bezpieczna, a dziwne i niewytłumaczalne wydarzenia pojawiają się z niepokojącą regularnością, zwiastując nadciągającą nad Darkwater tragedię. Śledztwo prowadzone przez Pierce’a zatacza coraz szersze kręgi, przeradzając się ze sprawy kryminalnej w skomplikowaną, pełną niejasnych zdarzeń układankę. Doceniam atmosferę niepewności i grozy wprowadzaną przez nieustające kwestionowanie poczytalności bohaterów oraz realności zdarzeń, w których rzekomo biorą udział. Mroczna sceneria wyspy połączona z motywami rodem z opowiadań Lovecrafta dodatkowo zachęca do angażowania się w rozgrywkę.


Obrazy autorstwa jednej z postaci odgrywają kluczową rolę w historii.

Niestety w warstwie fabularnej nie wszystko zostało dopracowane. Razi przede wszystkim brak zapowiadanej różnorodności w toczącym się dochodzeniu. Owszem, gracz może wybierać pomiędzy wieloma opcjami dostępnymi w dialogach, ale tak naprawdę trudno rozmawiać z postaciami w sposób dający zamierzony efekt. Czasami bohaterowie odpowiadają zupełnie nielogicznie lub poruszają temat, który chwilę wcześniej gracz zdecydował się zataić. Teoretycznie wybór pewnych linii dialogowych powinien skutkować obraniem jednej z rzekomo kilku dostępnych ścieżek rozwoju opowieści, ale w praktyce nie czuć, żeby te decyzje miały duży wpływ na całość historii. Kilka dostępnych zakończeń też nie ratuje sytuacji, ponieważ różnice dotyczą ostatnich minut gry. Szkoda też, że w scenach rozmów z postaciami użytkownik nie może rozejrzeć się po pomieszczeniu, nie mówiąc już o jakiejkolwiek formie eksploracji otoczenia. Przez to unieruchomienie protagonisty często miałam wrażenie, że gra jest… przegadana. Nie twierdzę, że dialogi nie są istotne, ale przydałoby się więcej interaktywności i swobody, zwłaszcza na początku, kiedy poznajemy nowych bohaterów i z każdym należy przeprowadzić długie dysputy.


Potwór pojawia się rzadko, ale kiedy już jest widoczny, robi wrażenie.

Zwiedzanie wirtualnego świata zostało zresztą mocno ograniczone. W Call of Cthulhu nie można przemierzać obszaru większego niż dostępna w danym momencie lokacja. W horrorze taki zabieg w zasadzie nie dziwi, bo ograniczona przestrzeń o labiryntowej strukturze dodatkowo kreuje poczucie grozy, ale ekipa z Cyanide obiecywała dostęp do rozległego terenu, podobnie jak duży wpływ elementów RPG na rozgrywkę. W praktyce jednak gracz nie otrzymuje ani jednego, ani drugiego, ponieważ punkty przyznawane bohaterowi w kategoriach siła, elokwencja, intuicja, dociekliwość, psychologia, medycyna czy okultyzm nie wydają się pełnić kluczowej funkcji. Im więcej szczegółów w otoczeniu użytkownik zauważy, poświęcając też czas na czytanie książek czy notatek, tym szybciej zdobędzie potrzebne punkty, więc rozwijanie umiejętności głównego bohatera nie przysparza trudności. Prowadzenie śledztwa również nie jest kłopotliwe dzięki trybowi retrospekcji ukazującemu, co zdarzyło się w najistotniejszych dla sprawy miejscach. Tryb ten przypomina rozwiązania z produkcji Batman: Arkham Origins, a polskiemu graczowi może też skojarzyć się z Zaginięciem Ethana Cartera


Tryb retrospekcji jest bardzo intuicyjny.

Na koniec muszę też dodać, że spore zastrzeżenia budzi grafika. Bohaterowie wyglądają nienaturalnie, ich twarze sprawiają wrażenie woskowych, sztucznych i niedopracowanych, co szczególnie widać w przerywnikach fabularnych. Uwagę zwracają również doczytujące się tekstury oraz długi czas oczekiwania na załadowanie kolejnego poziomu. Nie oznacza to jednak, że oprawa wizualna nie posiada plusów, do których zaliczam: imitację zimnego, wszechobecnego zielonego światła (wywołującego silne skojarzenia z wcześniejszymi interpretacjami historii o przedwiecznych bóstwach), projekty znajdowanych przez bohatera artefaktów, a także niezwykle oryginalne obrazy przedstawiające koszmarne wizje jednej z postaci. Na szczęście całkiem dobrze wypada dubbing, ponieważ głosy aktorów zostały dopasowane do charakterów poszczególnych postaci, co dodatkowo łagodzi niedostatki wizualne. Call of Cthulhu to przeciętna gra przygodowa zawierająca elementy grozy. Jestem przekonana, że gdyby nie nawiązania do twórczości Lovecrafta to tytuł przeszedłby bez większego echa. Z pewnością produkcja może się podobać, ponieważ sama historia ma parę mocnych punktów, ale biorąc pod uwagę materiały przedpremierowe udostępnione przez twórców, oczekiwałam bardziej dopracowanej gry. 


Ocena: 6 / 10



Recenzja ukazała się również na portalu ŚwiatGry.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz