26 lutego 2017

Mnich - Matthew Gregory Lewis


Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 460
Pierwsze wydanie: 1796
Polska premiera: 1975

Anita Has-Tokarz, badaczka literackich i filmowych tekstów grozy, w publikacji Horror w literaturze współczesnej i filmie zauważa, że Mnich został przez krytyków uznany za apogeum rozwoju gotyckiej powieści grozy. Jej zdaniem Lewis zasługuje także na miano prekursora horroru satanistycznego, ponieważ wprowadził do swojej historii postać szatana oraz związany z nim motyw paktowania z diabelskimi siłami, co znacznie odróżnia tę powieść od sentymentalnych dzieł Ann Radcliffe, w których elementy nadprzyrodzone pojawiają się w konwencji snów, przywidzeń czy nieporozumień między bohaterami. Nie mam powodów, by polemizować z opinią Has-Tokarz, co więcej przyznam, że od dawna pragnęłam przeczytać analizowanego przez nią Mnicha, by móc poznać tytuł mający tak wielki wpływ na kształtowanie mojego ulubionego gatunku.

Obcowanie z klasyką zazwyczaj nie jest łatwe, a w przypadku dzieł uznanych za pionierskie dla horroru, sprawa wydaje mi się jeszcze trudniejsza, ponieważ opowieści te znacząco różnią się od współczesnych historii grozy. Próżno oczekiwać, by Dracula, Frankenstein czy właśnie Mnich wpisywały się w oczekiwania czytelników nastawionych wyłącznie na przerażające sceny czy elementy gore. Moim zdaniem siła wymienionych klasyków tkwi w nowatorskim, jak na tamte czasy, podejściu do wykorzystania motywów nadprzyrodzonych, pobudzających wyobraźnię opisach, zapadających w pamięć postaciach oraz mistrzostwie w operowaniu słowem pisanym. Dlatego przed sięgnięciem po wymienione tytuły trzeba nastawić się na zupełnie inne doznania niż te płynące z lektury współczesnych horrorów. Nie ukrywam, że nieco obawiałam się powieści Lewisa, a konkretnie tego jakie wrażenie wywrze na mnie historia rozpustnego mnicha przywodzącego do zguby niewinną dziewczynę. Na szczęście szybko okazało się, że opowieść stoi na wysokim poziomie i wszelkie pochwały kierowane pod jej adresem, są jak najbardziej uzasadnione.

Mnich rozpoczyna się dość zabawną sceną ukazującą mieszkańców Madrytu tłoczących się wokół świątyni, w której przemawiać będzie opat klasztoru kapucynów. Trzydziestoletni Ambrozjo uchodzi za wzór cnót wszelakich i w całym mieście nie ma osoby, która nie słyszałaby o jego inteligencji, religijności oraz odporności na wszelkie pokusy. Młody zakonnik słynie zarówno z daru przemawiania, jak i surowości w ocenie grzechów, co zdaje się dodatkowo przyciągać tłumy spragnione kontaktu z osobą uchodzącą za niemal świętą. Niestety Ambrozjo nie jest tak szlachetny jak mogłoby się wydawać. Za sprawą pięknej oraz namiętnej kobiety, odkrywa tłumione dotąd żądze, które z czasem popychają go do coraz poważniejszych występków. Mężczyzna przekracza kolejne granice, łamiąc śluby zakonne, snując intrygi i wyrzekając się Boga. Wątek opata nie jest jednak jedynym, ponieważ w powieści znaczącą rolę odgrywają także szlachetny Don Lorenzo zakochany w powabnej Antonii oraz młoda zakonnica Agnes, która wstąpiła do klasztoru wbrew swoim przekonaniom. W pewnym momencie losy wszystkich bohaterów splatają się ze sobą, ukazując ogrom nieszczęść wynikających z zakłamania, obłudy oraz fałszywej moralności osób deklarujących życie zgodne z zasadami wiary.

Nie dziwię się, że za życia autora, książka uchodziła za kontrowersyjną i obrazoburczą. Matthew Greogry Lewis najgorszymi cechami obdarzył protagonistów piastujących ważne funkcje w kościele katolickim. Opat oraz większość zakonnic to postaci jednoznacznie negatywne, a ich zepsucie i zakorzenione w duszach zło, bulwersują w dwójnasób. Nie sądzę, by dzisiaj Mnich budził sprzeciw ze względu na niekorzystne ukazanie duchownych, ale nadal jest to historia mocna w swej wymowie. Pisarz pokazał jak łatwo ukrywać prawdziwą naturę, korzystając z ludzkiej naiwności oraz przypiętej etykiety człowieka sprawiedliwego i oddanego Bogu. Podobało mi się zwłaszcza przedstawienie metamorfozy Ambrozja, który stopniowo pozwala sobie na coraz więcej niegodziwości, raz po raz wynajdując kolejne wymówki, byle tylko nie przyznać przed samym sobą, że nie kieruje się słowem zapisanym w Biblii. Zresztą nie tylko w postawie opata widać hipokryzję, bo krytyka nie omija również okrutnego postępowania przełożonej zakonu klarysek, troszczącej się jedynie o władzę i zachowanie pozorów. U Lewisa to grzesznicy okazują się bardziej sprawiedliwi niż zakonnicy, więc rozumiem, że autor został okrzyknięty mianem skandalisty.

Powieść przyciąga uwagę także wieloma sugestywnymi opisami budującymi nastrój grozy i zwiastującymi nadciągające nieszczęścia. Emocje kłębiące się w niegodziwych sercach protagonistów, a także intrygi układane w celu pohańbienia ufnej dziewczyny, sprawiły, że wielokrotnie czułam niepokój na myśl o tym jak potoczą się losy bohaterów. Do gustu przypadły mi także sceny rozgrywające się w mrocznych lochach, ponurych celach oraz komnatach nawiedzonego zamku. Jak przystało na powieść gotycką, Mnich zawiera odpowiednią dawkę grozy wyrażoną właśnie za pomocą takich środków jak mroczne miejsca akcji, pojawiające się nagle zjawy czy opowiadane przez bohaterów historie o duchach. Duże wrażenie wywarł na mnie wątek związany z broczącą mniszką oraz sceneria towarzysząca najbardziej dramatycznym wydarzeniom. Bez trudu wyobraziłam sobie przerażające krypty pełne ciał w różnym stadium rozkładu czy podziemne labirynty korytarzy, w których postaci stają oko w oko z wysłannikiem piekieł.

W książce duże znaczenie odgrywają wątki romantyczne. W zasadzie każde działanie postaci motywowane jest chęcią połączenia się z ukochaną osobą. Oczywiście pojawiają się różne odcienie miłości, od niewinnego zauroczenia poprzez piękne, głębokie uczucie aż do wyniszczającej żądzy, doprowadzającej bohaterów do upadku. Obawiałam się koncentracji na miłosnych perypetiach, ale dość szybko zaangażowałam się w poszczególne relacje, kibicując zakochanym i drżąc o tych, którzy padli ofiarą podłych intryg. A trzeba przyznać, że pisarz wykazał się dużą pomysłowością w wymyślaniu kolejnych forteli i wikłaniu postaci w przedziwne sytuacje. We współczesnych powieściach ogromnie irytują mnie tego typu komplikacje, ale w Mnichu absolutnie nie przeszkadzały mi zwroty akcji skutkujące pognębieniem niespełnionych kochanków lub pogrążeniem protagonistów w jeszcze większej niedoli. Nie mam pojęcia czy to zasługa talentu autora, czy specyficznej otoczki wynikającej z realiów w jakich historia została utrzymana, ale książkę pochłonęłam z prawdziwą przyjemnością.

Na koniec muszę wspomnieć o językowym kunszcie Lewisa. Brakuje mi powieści pisanych kwiecistym, archaicznym, ale mimo tego wciąż zrozumiałym językiem, dlatego Mnicha uznaję za literacką ucztę. Lewis uzupełnił historię również o wierszowane ballady, świetnie komponujące się z poszczególnym rozdziałami. Nie mam tej lekturze nic do zarzucenia, ponieważ jest wspaniałym przykładem romansu gotyckiego, w którym pisarz nie tylko zawarł typowe dla gatunku elementy, ale także postarał się o nowatorskie rozwiązania. Dzieło Lewisa polecam wszystkim spragnionym dobrej literatury. 

Ocena: 5 / 6

 Książka przeczytana w ramach wyzwania Klasyka Horroru 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz