14 grudnia 2015

Apokalipsa Z: Mroczne dni - Manel Loureiro


Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 352
Rok pierwszego wydania: 2010
Rok polskiej premiery: 2013

W drugiej części trylogii o apokalipsie zombie Manel Loureiro udowodnił, że istnieje sposób na czytelników takich jak ja, czyli rozciągających poznawanie serii na wiele miesięcy, a nawet lat. Otóż hiszpański pisarz na samym początku powieści umieścił krótkie streszczenie wydarzeń z pierwszego tomu, dzięki któremu natychmiast przypomniałam sobie wszystkie najważniejsze wydarzenia, mimo że Początek końca czytałam w marcu. Autorowi udało się więc przyplusować niemal na dzień dobry, a jeśli dodam do tego jeszcze niezły pomysł na opowieść o zombie oraz moją słabość do historii z żywymi trupami w rolach głównych, to wiadomo, że nie mogłam być z lektury niezadowolona.

Finał pierwszej części pozostawił mnie w dużym niepokoju o losy bohaterów, ponieważ czworo ocalałych wyruszyło w niemal samobójczą misję, której celem było dotarcie na Wyspy Kanaryjskie, będące prawdopodobnie jednym z niewielu w miarę bezpiecznych miejsc. Bezimienny prawnik, jego siedemnastoletnia dziewczyna Lucía, ukraiński pilot oraz starsza zakonnica stanowią grupę na pozór bezradną i skazaną na rychłą śmierć w obliczu końca świata, jednak to właśnie im wielokrotnie udało się wymknąć z gnijących łap nieumarłych i w jednym kawałku dotrzeć na Teneryfę, gdzie mieli nadzieję otrzymać schronienie oraz namiastkę dawnego życia. Oczywiście nie wszystko poszło zgodnie z planem, ponieważ znajdujący się na wyspie ludzie nie okazali się tak życzliwy jak bohaterowie myśleli. Tuż po przylocie cała czwórka została poddana miesięcznej kwarantannie, a następnie zaznajomiona z prawami panującym na wyspie. Zgodnie z ustaleniami nowego rządu wszyscy musieli zapracować na swoje utrzymanie, co dla mężczyzn oznaczało powrót w samo serce apokalipsy. Prawnik oraz jego wierny kompan Wiktor Pritczenko znaleźli się w szeregach specjalnej jednostki, z którą wyruszyli do opanowanego przez zombie Madrytu i po raz kolejny przekonali się, że wpadanie w kłopoty to ich specjalność.

Tak jak w pierwszej książce pisarz dokładnie scharakteryzował rozprzestrzenianie się nieznanej choroby dziesiątkującej ludzi na całym świecie i związany z tym upadek cywilizacji, tak w kontynuacji równie przekonująco opisał próby przywrócenia jako takiego ładu oraz porządku. Podoba mi się konsekwencja z jaką Loureiro buduje swoją opowieść, ponieważ nie zapomina, że w tego typu historii ważnym elementem są informacje o tym jak rozpoczął się koniec świata i co wydarzyło się później w poszczególnych rejonach naszego globu. W mrocznych dniach raczy więc czytelnika wiarygodną wizją niesamowitego chaosu wywołanego pandemią oraz tłumaczy, dlaczego zaraza tak szybko wymknęła się spod kontroli. Przyznam, że wszystko jest wiarygodnie przedstawione i choć aż strach o takim scenariuszu myśleć, niestety jest wielce prawdopodobne, że w obliczu nowej, śmiertelnej choroby zakaźnej właśnie tak zachowaliby się politycy najpotężniejszych krajów. Na dodatek ciemna strona ludzkiej natury zawsze dochodzi do głosu, więc tam gdzie jedni ze wszystkich sił próbują stworzyć mikrospołeczeństwo, inni dbają jedynie o władzę i własne interesy, nie zwracając uwagi na konsekwencje swoich działań.

Z powieści Loureiro wyłania się tragiczny obraz okruchów cywilizacji, ale natłok wydarzeń i dynamiczna akcja nie pozwalają się nad tym zbyt długo zastanawiać. Wspomniane we wcześniejszym akapicie obserwacje nie należą do specjalnie skomplikowanych, więc warto mieć świadomość, że Apokalipsa Z to typowo rozrywkowa powieść z tak popularnym ostatnio motywem żywych trupów. Nie brakuje emocjonujących starć z bestiami, mrożących krew w żyłach opisów zniszczonej stolicy Hiszpanii, którą całkowicie przejęły zombiaki oraz niespodziewanych zwrotów akcji. Niemniej nie sądzę, żeby historia mogła na dłużej zapaść w pamięć lub wywołać w czytelniku szereg refleksji. W tym przypadku nie uważam wymienionych cech za wady, bo mniej więcej tego się po kontynuacji spodziewałam, chociaż trochę żałuję, że autor nie pokusił się o większą głębie postaci lub bardziej przejmujący obraz zdewastowanego miasta. Zamiast tego Loureiro wciąga czytelnika w wir zdarzeń, by ten razem z bohaterami stawiał czoła nowym wyzwaniom i walczył o przetrwanie. Czasami pojawia się spokojniejszy moment, wywołany chwilową zadumą nad dogorywającą ludzkością, jednak nie trwa on długo, ponieważ najważniejsza jest pędząca akcja oraz coraz poważniejsze kłopoty stające na drodze tej osobliwej grupie ocalałych.

Małe zastrzeżenie mam również do budowania atmosfery grozy. Wcześniej pisarz dobrze poradził sobie z połączeniem scen walk i pościgów ze spokojniejszymi, ale za to bardziej przerażającymi fragmentami, w których protagoniści przeszukiwali opustoszałe, ciemne korytarze lub jedynie słyszeli nadciągającą hordę, natomiast teraz jakby zapomniał, że groza nie rodzi się ze strzelanin i wtrąceń o liczbie zabitych ludzi. Moim zdaniem potrzeba bardziej subtelnych, ale działających na wyobraźnię elementów, przekonujących czytelnika, że postaci znajdują się w okropnym położeniu oraz pozwalających wczuć się w targające nimi strach i panikę. W Mrocznych dniach takich momentów jest zbyt mało, żebym mogła być w pełni usatysfakcjonowana z horrorowej otoczki, mimo że zombiaków, konsekwentnie nazywanych nieumarłymi, nie brakuje. Zasygnalizowałam już, że portrety psychologiczne protagonistów mogłyby być bardziej rozbudowane, ale na osłodę mogę dodać, że główny bohater okrzepł i zdobył wprawę w radzeniu sobie z zagrożeniem. W recenzji poprzedniego tomu wspominałam, że prawnik działa nierozważnie i bez planu, licząc na łut szczęścia, ale teraz nabrał doświadczenia i już nie popełnia irytująco głupich błędów.

Pierwszym tom Apokalipsy Z dość mocno wyróżnia się na tle innych historii o zombie, ale kontynuacja jest już bardziej pospolita i schematyczna. Nie ukrywam, że spodziewałam się takiej zmiany, więc nie jestem rozczarowana, zwłaszcza że Loureiro wciąż trzyma poziom, zaskakuje pomysłami na komplikacje fabularne, a także pokazuje różnorodne oblicza końca świata. W tej części nacisk położono na próby przywrócenia ładu oraz wszelkie związane z tym przedsięwzięciem problemy, począwszy od przeludnienia wyspy poprzez znikające w zastraszającym tempie zapasy jedzenia i lekarstw, aż do skrajnej nieodpowiedzialności i głupoty ludzi walczących ze sobą i zabijających się nawzajem, nawet gdy po świecie wędrują rzesze żywych trupów. Zakończenie wyraźnie daje też do zrozumienia, że tułaczka bohaterów wciąż trwa, więc nadal chętnie będę śledzić ich losy, ponieważ jestem bardzo ciekawa jaki finał pisarz przewidział i gdzie ostatecznie wyląduje bezimienny prawnik wraz z przyjaciółmi oraz dzielnym kotem Lukullusem. 

Ocena: 4 / 6

Cykl "Apokalipsa Z"

1. Apokalipsa Z: Początek końca
2. Apokalipsa Z: Mroczne dni
3. Apokalipsa Z: Gniew sprawiedliwych

Książka przeczytana w ramach wyzwania Modern Terror.

http://sniacy-za-dnia.blogspot.com/2014/12/modern-terror-wyzwanie-2015-nr-iii.html