18 marca 2015

Apokalipsa Z: Początek końca - Manel Loureiro


Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 416
Rok pierwszego wydania: 2011
Rok polskiej premiery: 2013

Opowieści o zombie wydają się pisane według jednego schematu, sprawiającego, że każda kolejna historia jest podobna do poprzedniej. Nie da się ukryć, że wszystkie książki z motywem apokalipsy spowodowanej pojawieniem się nieumarłych potworów, mają wiele punktów wspólnych, jednak niektórym autorom udaje się wybić ponad wzór, dodać przyciągające uwagę czytelnika elementy, zaskoczyć sprawnym warsztatem literackim itd. Jednym z takich pisarzy jest Manel Loureiro, autor trylogii o wymownym tytule Apokalipsa Z, koncentrującej się na losach pewnego młodego prawnika z hiszpańskiego miasta Pontevedra, który staje się świadkiem brutalnego końca naszej cywilizacji.

Zaczęło się całkiem niewinnie, bo najpierw do mediów napływały informacje o dziwnych walkach pomiędzy rzekomymi terrorystami z Dagestanu a rosyjskim wojskiem oraz o uwolnionym w tym chaosie tajemniczym wirusie nieprzypominającym żadnej znanej choroby. Jednak wkrótce o epidemii mówił cały świat, ale nikt nie potrafił zapanować nad śmiercią szalejącą prawdopodobnie w każdym zakątku globu. Ludzie zarażali się błyskawicznie i konali w męczarniach, ale… w krótkim czasie powracali jako żywe trupy pozbawione ludzkiej świadomości, napędzane jedynie instynktem przetrwania. I właśnie o przetrwanie w tej powieści chodzi. Kiedy świat z hukiem rozpada się na kawałki i nie ma już rządu, wojska, policji, opieki medycznej czy chociażby służb porządkowych, a w miastach roi się od zgniłych bestii, każdy ocalały zdany jest jedynie na własne siły. Początkowo główny bohater zaszywa się w domu i swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi zmieniającej się rzeczywistości, dzieli się najpierw na blogu, a później w dzienniku, stanowiącym dla niego sposób na poradzenie sobie z zaistniałą sytuacją. Jednak dom wcale nie jest bezpiecznym miejscem, więc wkrótce mężczyzna wyrusza w drogę w nadziei, że znajdzie schronienie i innych żywych ludzi.

W historiach o apokalipsie zombie sam moment pojawienia się nieumarłych i w konsekwencji rozpad wszystkich znanych struktur pozwalających utrzymać porządek na danym obszarze, często ograniczany jest jedynie do kilkuakapitowej wzmianki. Autorzy zazwyczaj szybko rozprawiają się z kwestią wprowadzenia do opowieści, zapewne wychodząc z założenia, że czytelnicy znają konwencję, więc nie ma potrzeby rozwodzić się nad tym, gdzie najpierw pojawiły się przypadki zombiozy, jak zareagowali zdrowi ludzie, jak szybko świat uległ nieodwracalnej transformacji. Na szczęście Manel Loureiro sprzeciwił się tej tendencji, stawiając na dość szczegółowy i rozbudowany opis tego, co dzieje się w pierwszych dniach końca cywilizacji, kiedy ludzie jeszcze nie mają pojęcia, że za parę dni całe uch życie legnie w gruzach. Podobało mi się skrupulatne przytaczanie zmieniającego się z godziny na godzinę obrazu rzeczywistości oraz rozdźwięku pomiędzy przekazami medialnymi a prawdą. Duże wrażenie zrobiły na mnie również opisy upadku mediów, które stopniowo ograniczały przekaz, by ostatecznie zamilknąć na dobre. Trudno wyobrazić sobie dzisiaj świat bez Internetu, telewizji, sklepów czynnych 24 godziny na dobę, nie mówiąc już o braku elektryczności czy bieżącej wody. Dzięki hiszpańskiemu pisarzowi wizja ta staje się jednak niepokojąco realna, a problemy wynikające z zaistniałej sytuacji przytłaczające i niemożliwe do rozwiązania.

Jednak najmocniejszym punktem pierwszej części trylogii jest świetnie wykreowana atmosfera grozy, na którą składają się zarówno opisy krwawych ataków zombie na grupy ocalałych ludzi, jak i mniej dosłowne, lecz równie przerażające relacje z eksploracji wyludnionych miast czy opuszczonych budynków. Hiszpańskiemu pisarzowi udało się idealnie połączyć potrzebną w takiej historii dawkę makabry z bardziej subtelnymi sposobami wywoływania w odbiorcach lęku, niepokoju i napięcia. Scena przemiany zarażonego człowieka w okrutną bestię naprawdę mrozi krew w żyłach. Poraża ogrom cierpienia fizycznego i psychicznego oraz upokorzenia jakie chory musi znieść. A najgorsze jest to, że na końcu tej męczarni nie czeka śmierć, przerywająca wszystkie katusze, ale groteskowe życie po życiu, zamieniające człowieka w istotę pozbawioną myśli i uczuć. Trudno także nie zwrócić uwagi na szybko zmieniające się odczucia względem przestrzeni uznawanych dotąd za bezpieczne, przytulne i znajome. Piękne niegdyś wille nagle straszą wybitymi szybami; porzucone samochody ze śladami krwi na siedzeniach boleśnie przypominają o nowej rzeczywistości; doszczętnie splądrowane sklepy świadczą o tym, że głód już niedługo stanie się równie dużym problemem jak masy nieumarłych przemierzające ulice miast, a opustoszałe szpitale uświadamiają, że wiedza medyczna przepadła, więc ludzie są bezbronni wobec wszelkich chorób i wypadków.

Ze szpitalem łączy się jedna z bardziej wymownych i przerażających scen w powieści. Bohater przemierzając plątaninę ciemnych korytarzy, z których składa się budynek najnowocześniejszego centrum medycznego w Hiszpanii, doświadcza grozy w najczystszej postaci. Nie widzi potworów, ale wie, że są gdzieś blisko, bo czasami słyszy ich jęki oraz obrzydliwy dźwięk wydawany przez tysiące nadgniłych stóp sunących po niegdyś sterylnych szpitalnych salach. Sama świadomość obecności zombie niemal zupełnie obezwładnia mężczyznę, który przecież musi zdobyć leki, a potem brnąć dalej w nieznane. Porzucone sprzęty medyczne, ślady zwykle toczącego się szpitalnego życia, dziecięce rysunki na oddziale pediatrycznym czy wreszcie galeria zdjęć, przedstawiająca setki, jeśli nie tysiące zaginionych osób, które zapewne stanowią już część przeklętej armii potworów. Wszystko to tworzy niezwykle duszny, depresyjny, pełen napięcia nastrój, udzielający się również czytelnikowi kroczącemu ramię w ramię z bohaterem. Dla mnie fragment ten to mistrzostwo w budowaniu obrazu upadłej cywilizacji oraz portretu człowieka przytłoczonego ogromem bólu wywołanego przez tęsknotę za bliskimi, wszechobecne oznaki rozpadu i zniszczenia, a także świadomość, że dawne czasy już nie wrócą.

Główny bohater w niczym nie przypomina herosa, co uważam za element przydający historii realizmu, jednakże w wielu momentach mężczyzna wykazuje się zaskakującym brakiem zdolności planowania i przewidywania możliwych scenariuszy. Rozumiem, że nie każda postać jest niczym bohaterowie The Walking Dead, którzy szybko zrozumieli, na czym polega przetrwanie w nowym świecie, ale bezimienny prawnik z Apokalipsy Z w wielu przypadkach ma zdecydowanie więcej szczęścia niż rozumu. Często działa pod wpływem impulsu, daje się ponieść emocjom i zapomina, że użycie pistoletu to ostateczność, bo hałas zwabia wszystkie potwory z okolicy. Swoją drogą, ciekawe czy gdzieś umknęło mi imię bohatera, czy może mężczyznę można traktować jako swego rodzaju alter ego pisarza? W końcu i Manel Loureiro, i jego bohater mieszkają w mieście Pontevedra, z zawodu są prawnikami, a w ich życiu ważną rolę odgrywa kobieta o imieniu Lucía. Jednak niezależnie od tych kwestii Apokalipsę Z uważam za świetną, emocjonującą powieść, która dzięki szczegółowemu opisowi rozwoju epidemii oraz fantastycznymi scenami grozy, wyróżnia się na tle innych historii o zombie. Polecam! 

Ocena: 4.5 / 6

Cykl "Apokalipsa Z"

1. Apokalipsa Z: Początek końca
2. Apokalipsa Z: Mroczne dni
3. Apokalipsa Z: Gniew sprawiedliwych

Książka przeczytana w ramach wyzwania Modern Terror.

http://sniacy-za-dnia.blogspot.com/2014/12/modern-terror-wyzwanie-2015-nr-iii.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz