12 grudnia 2014

Słoneczna Dolina - Stefan Darda


Wydawnictwo: Videograf II
Liczba stron: 272

Ponad dwa lata temu sięgnęłam po debiutancką powieść Stefana Dardy, ale niestety dość mocno rozczarowałam się historią opisaną w Domu na Wyrębach. Nie podobał mi się styl autora, nie zachwyciła mnie fabuła i przyznam, że zniechęciłam się do twórczości bodaj najpopularniejszego obecnie polskiego pisarza grozy. Mimo tego postanowiłam, że dam Dardzie drugą szansę, ponieważ zewsząd docierały do mnie opinie, że jego książki są warte poznania. Doszłam też do wniosku, że nie powinnam uprzedzać się do całego dorobku literackiego tylko z powodu jednej nieudanej pozycji, więc zdecydowałam, że przeczytam pierwszy tom cyklu Czarny Wygon.

Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów związanych z fabułą, ponieważ uważam, że im mniej potencjalny odbiorca wie przed rozpoczęciem lektury horroru, tym większa szansa, że odczuje silne emocje w trakcie czytania. W związku z tym mogę jedynie napisać, że głównym bohaterem powieści jest dziennikarz Witold Uchmann, który przybył do niewielkiej miejscowości położonej w południowo-wschodniej Polsce, by zebrać materiały do artykułu o paranormalnych zjawiskach mających miejsce w okolicach Roztocza. O całej sprawie powiadomił bohatera tajemniczy informator, obiecujący spotkanie oraz dostarczenie brulionu z ważnymi notatkami, jak tylko dziennikarz pojawi się w Zwierzyńcu. Uchmann skwapliwie skorzystał z propozycji, mając nadzieję na znalezienie tematu pozwalającego wzmocnić swoją pozycję w redakcji i choć na chwilę uwolnić się od utyskiwań szefa. Na miejscu okazało się jednak, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i niebezpieczna niż bohater początkowo przypuszczał.

Mam nadzieję, że taki zarys fabuły wystarczy, żeby zaintrygować was tą powieścią. Wprawdzie Słoneczna Dolina nie jest pozbawiona wad, ale wypada znacznie lepiej niż debiutancki Dom na Wyrębach, co dla mnie jest już sygnałem, że najwyższy czas porzucić uprzedzenia do twórczości Dardy i zacząć kompletować pozostałe części cyklu. Poprawa stylu oraz znacznie bardziej urozmaicone słownictwo to pierwsza pozytywna rzecz, jaką zaobserwowałam już po przeczytaniu kilkunastu stron. Ogromnie się cieszę, że pisarz zrezygnował ze szczegółowego wymieniania kolejnych czynności wykonywanych przez bohatera na rzecz naturalnego, dobrze współgrającego z akcją opisu, dopełniającego charakterystykę Uchmanna. Tym samym to, co tak bardzo irytowało mnie w debiucie pana Dardy, zostało wyeliminowane, więc mogłam całkowicie skupić się na historii. Przyznaję również, że autorowi udało się stworzyć atmosferę niepokoju. Może nie jest to groza w najczystszej postaci i czytelnik nie musi posiadać specjalnie mocnych nerwów, żeby dotrwać do końca opowieści, ale w kilku momentach rzeczywiście ciarki przebiegają po plecach. Trudno bowiem o obojętność, gdy główny bohater wybiera się do lasu nawiedzanego przez dziwne istoty lub uczestniczy w wydarzeniach, o których na samą myśl robi się człowiekowi nieprzyjemnie.

Drugim, bardzo dużym plusem Słonecznej Doliny jest świetny pomysł na historię. Przekazany Witoldowi brulion zawiera osobną opowieść, którą czytelnik poznaje wraz z głównym bohaterem. A skoro pojawia się kolejna fabuła, to oczywistym jest, iż na scenę wkroczą również nowe postacie. Oczywiście te dwa wątki tylko pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego, dlatego w pewnym momencie następuje zgrabne połączenie obu historii. Podejrzewam, że odbiorca zaznajomiony z konwencją grozy od razu wychwyci w czym rzecz, a tym samym pewne wydarzenia nie będą dla niego zaskoczeniem, ale wierzcie mi na słowo, to nie wpłynie negatywnie na przyjemność czerpaną z lektury. Śmiem twierdzić, iż będzie wręcz przeciwnie, ponieważ czasami znajomość schematów buduje napięcie, a czytelnik tylko czeka, by potwierdzić swoje przypuszczenia lub też poznać kolejną metodę na udane wykorzystanie znanego w horrorze motywu. Moim zdaniem tak właśnie dzieje się w tej książce. Niby wiedziałam w jaki sposób wątek Uchmanna i historia, którą on czyta, będą ze sobą związane, ale i tak z niecierpliwością czekałam na wyjawienie wszystkich szczegółów oraz nadchodzący moment kulminacyjny. 

Nie obraziłabym się, gdyby powieść budziła nieco więcej przerażenia. Mam świadomość, że poczucie grozy w horrorze, to bardzo zindywidualizowana kwestia i pisarz nigdy nie dogodzi wszystkim czytelnikom, ale Darda potrafi podsycić ciekawość, zbudować napięcie oraz w plastyczny sposób opisać poszczególne wydarzenia, więc aż się prosi, żeby nieco podkręcić pewne elementy. Nie będę jednak jakoś szczególnie marudzić, bo mam nieodparte wrażenie, że Słoneczna Dolina to dopiero rozgrzewka przed znacznie bardziej mroczną drugą częścią cyklu. Mogę się mylić, ale coś mi mówi, że ta książka jest swego rodzaju wstępem, a więcej atrakcji czeka na mnie w tomie Starzyzna. Z pewnością na takie odczucia wpłynęło zakończenie, zawierające porządny cliffhanger. Już nie mogę doczekać się rozwinięcia motywu miejsca zawieszonego pomiędzy światem żywych i umarłych, pogłębionej charakterystyki dziwnych istot pojawiających się na Roztoczu, a także wyjaśnienia, czym jest klątwa zatajenia. Interesują mnie również losy głównych bohaterów, pomimo tego że trudno obdarzyć ich sympatią. Zarówno Uchmann, jak i Rafał Grela wzbudzili we mnie litość i współczucie, ale z pewnością nie polubiłam żadnego z nich. Po raz kolejny nie mogę czegoś wyjaśnić do końca, więc wybaczcie, że nie napiszę, dlaczego oceniam ich zachowanie dość surowo. Najlepiej będzie, jak przeczytacie książkę i wówczas podyskutujemy na temat ich postaw oraz charakterów :)

Jak dotąd głównie chwalę dzieło Stefana Dardy, ale niestety muszę też nieco ponarzekać. Wydaje mi się, że pisarz zbyt szybko pozwolił wszystkim swoim bohaterom uwierzyć w nadprzyrodzone, niewytłumaczalne zjawiska i wydarzenia, o których usłyszeli. Zabrakło mi momentu, w którym protagoniści zakwestionowaliby informacje niemające nic wspólnego z racjonalnym postrzeganiem rzeczywistości lub chociaż wyrazili jakieś większe zdziwienie. U Dardy postaci nie wpadają w panikę na wieść, iż trafili w czasoprzestrzenną pętlę bez wyjścia, nie są wystarczającą przerażeni widokiem ni to zjaw, ni demonów i ogólnie wykazują nadspodziewaną tolerancję dla wszelkich tego typu zjawisk. Moim zdaniem taka postawa jest mało wiarygodna, a na dodatek nie buduje nastroju grozy, ponieważ czytelnik nie odczuwa przerażenia, jeśli teoretycznie straszne rzeczy nie robią na postaciach większego wrażenia. Jednak pomimo tego Słoneczną Dolinę przeczytałam z dużym zainteresowaniem i wreszcie zaczynam dostrzegać potencjał w twórczości autora. Jeśli jeszcze nie znacie pierwszej części cyklu Czarny Wygon, polecam. 

Ocena: 4.5 / 6

Cykl Czarny Wygon:

 2. Starzyzna
3. Bisy
4. Bisy II


Książka przeczytana w ramach wyzwania Z półki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz