15 czerwca 2013

Sztuka uprawiania róż z kolcami - Margaret Dilloway


Wydawnictwo: M
Liczba stron: 440

Człowiek dotknięty ciężką, przewlekłą chorobą bardzo często zamyka się w sobie i izoluje od innych. Nie chce współczucia, specjalnego traktowania i wścibskich spojrzeń rzucanych niby ukradkiem przez znajomych. Pragnie po prostu od czasu do czasu zapomnieć o bólu, niedogodnościach, ograniczeniach i chociaż spróbować nie myśleć o tym, co przykre. Taką osobą jest trzydziestosześcioletnia Gal Garner, która od wczesnego dzieciństwa cierpi na poważną chorobę nerek. W ciągu ostatnich kilku lat jej stan pogorszył się tak bardzo, że musi poddawać się dializom w ściśle określonym przedziale czasowym. Gal przyzwyczaiła się do życia z chorobą i myśli, że jedynym ratunkiem dla niej jest przeszczep. Na co dzień stara się funkcjonować jak każdy inny człowieka. Uczy biologii w szkole, angażuje się w przygotowywanie uczniów do olimpiad i zajęć wyrównawczych, ale największą satysfakcje odczuwa, gdy uda jej się wyhodować nową odmianę róż. Mimo tych wszystkich zajęć, Gal odsuwa się od ludzi. Większość traktuje jak wrogów i zawsze pozostaje chłodna i oficjalna w kontaktach z innymi. Niespodziewanie w ustabilizowane życie bohaterki wkracza nastoletnia siostrzenica Riley. Dziewczyna przez jakiś czas musi zostać pod opieką ciotki. Wspólnie spędzony czas okazuje się przełomowy w ich życiu i sprawia, że zarówno Gal jak i Riley pojmują, co jest dla nich najważniejsze oraz uczą się walczyć z przeciwnościami losu.

Jeśli jesteście zaskoczeni recenzją książki o takiej tematyce, to muszę przyznać, że na początku sama byłam zdziwiona chęcią sięgnięcia po dzieło Margaret Dilloway. Nie przypuszczałam, że Sztuka uprawiania róż z kolcami wzbudzi moje zainteresowanie, ponieważ zazwyczaj unikam historii traktujących o śmierci, chorobie, cierpieniu i stopniowym oswajaniu się z tym, co nieuniknione. A jednak ta powieść stanowi wyjątek. Dlaczego? Po raz kolejny zmieniłam zdanie pod wpływem recenzji innych blogerów, którzy napisali wiele pozytywnych tekstów o historii Gal, wskazując, że to nie choroba jest najważniejszym wątkiem. Po lekturze mogę przyznać im rację. Dilloway nie chce wzbudzać w czytelniku współczucia, kreować patetycznych scen czy nachalnie przypominać, że każdy mógłby znaleźć się na miejscu bohaterki. Moim zdaniem przekaz tej opowieści jest zupełnie inny, znacznie bardziej optymistyczny i pełen nadziei. Na ponad czterystu stronach amerykańska pisarka udowadnia, że czasami człowiek sam tworzy wokół siebie mur, oddzielający go od upragnionej normalności. Przez lata narasta wokół niego atmosfera nieprzystępności, prowadząca do osamotnienia i wyobcowania. Na szczęście wszystko można naprawić, trzeba tylko tego chcieć.

Gal wychowywała się w atmosferze ciągłego strachu o własne życie. Troskliwi i nieco nadopiekuńczy rodzice nieświadomie izolowali bohaterkę od kontaktu z rówieśnikami, od beztroskiej zabawy i zwyczajnych, codziennych czynności. Jako dorosła kobieta Gal nie chce, żeby ktokolwiek się nad nią użalał, dlatego prawie nikomu nie pozwala zbliżyć się do siebie. A nawet tę garstkę wybrańców często podejrzewa o nieszczerość lub sztuczną uprzejmość. Dopiero pojawienie się piętnastoletniej Riley sprawia, że kobieta zaczyna zastanawiać się nad własnym postępowaniem, cieszyć się bliskością i obecnością drugiego człowieka i z większym optymizmem patrzeć w przyszłość. Margaret Dilloway świetnie scharakteryzowała postać Gal. Czytając Sztukę uprawiania róż z kolcami z łatwością mogłam zrozumieć zachowanie bohaterki, co sprawiło, że zapałałam sympatią do tej surowej, bardzo profesjonalnej, ale w głębi duszy kruchej i delikatnej nauczycielki biologii. Zaimponowało mi również jej hobby. Nie miałam pojęcia, że krzyżowanie róż to tak żmudne i nieprzewidywalne zajęcie. Nigdy nie wiadomo, co wyrośnie z roślinek, na dodatek trzeba otaczać je opieką i przestrzegać bardzo wielu zasad, żeby w ogóle móc określać siebie mianem hodowcy kwiatów. Nieco mniej dokładnie opisani zostali pozostali bohaterowie powieści, ale jako postaci drugoplanowe spełnili swoje funkcje. Może jedynie Riley autorka mogłaby poświęcić więcej miejsca, ponieważ nie do końca jasny był dla mnie wątek jej związku z Bradem i Samanthą.

Powieść Dilloway koncentruje się wokół ponadczasowego tematu odnajdywania chwil szczęścia w trudnych sytuacjach i uczenia się radości życia w momentach, w których naprawdę trudno wykrzesać z siebie dawkę optymizmu. Nie jest to bardzo dynamiczna, okraszona licznymi zwrotami akcji historia, ale marazmu również nie można jej zarzucić. Losy Gal i innych bohaterów toczą się dość nieśpiesznie, bez zapierających dech w piersiach zdarzeń czy szokujących wyznań. Autorka przedstawiła życie zwykłych ludzi, skupiła się na realistycznym opisaniu problemów dnia codziennego, ale nie zapomniała też o sukcesach, napędzających do działania i motywujących do podejmowania kolejnych wyzwań. Sztuka uprawiania róż z kolcami to ciepła i wzruszająca historia, która na pewno spodoba się miłośnikom powieści obyczajowych. W pewien sposób autorka przełamuje też tabu dotyczące ludzi przewlekle chorych, poruszając wątki takie jak oczekiwanie w kolejce na przeszczep, liczne zabiegi i badania czy wreszcie stosunek otoczenia do takich osób. Natomiast nieco zawiodłam się na zakończeniu, ponieważ jest ono trochę niejasne i niedopowiedziane. Z jednej strony rozumiem, z jakiego powodu autorka zdecydowała się na otwarte zakończenie, ale z drugiej chciałabym wiedzieć, jak dalej potoczyło się życie bohaterki. Mimo tego uważam, że naprawdę warto przeczytać książkę Margaret Dilloway, poznać Gal i towarzyszyć jej w smutkach i radościach codzienności.

Ocena: 4,5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa M.