24 czerwca 2024

Rozwód - Moa Herngren

 

Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 416
Pierwsze wydanie: 2022
Polska premiera: 2024

Sięgnęłam po tę powieść dość spontanicznie. Nie planowałam lektury z dużym wyprzedzeniem, nie wpisywałam tytułu na listę książek do przeczytania. Ot, widziałam kilka pochlebnych recenzji, więc postanowiłam zapoznać się z Rozwodem, kiedy nadarzyła się taka okazja. Muszę przyznać, że nie żałuję, ponieważ jest to opowieść dość daleka od tych, które zazwyczaj wybieram, a przez to dla mnie świeża i interesująca, mimo że na temat relacji małżeńskiej i kłopotów w długoletnim związku napisano już chyba wszystko. Głównymi bohaterami są Bea i Niklas – para z trzydziestoletnim stażem, mająca dwie nastoletnie córki, dobrze sytuowana, mieszkająca w pięknej dzielnicy Sztokholmu. Na pozór niczego im nie brakuje. On jest lekarzem, ona pracuje w Czerwonym Krzyżu, co roku wyjeżdżają na wakacje do domu rodziców Niklasa, gdzie spotykają się z całą jego rodziną i przez kilka tygodni spędzają czas na rozmowach, ogniskach, kąpielach w morzu, wycieczkach rowerowych. Jednym słowem sielanka. A jednak pewnego dnia okazuje się, że Niklas nie jest szczęśliwy w związku. Pozornie błaha kłótnia sprawia, że mężczyzna wychodzi z domu, żeby ochłonąć. Nie wraca jednak ani na noc, ani następnego dnia, twierdząc, że musi wszystko przemyśleć. Bea zupełnie nie rozumie, co się dzieje, bo jej mąż nigdy nie zachowywał się w ten sposób. To początek końca ich małżeństwa i ten fakt będzie trudny do zaakceptowania dla obu stron.

Moa Herngren zadbała o to, by pokazać rozpad małżeństwa z dwóch perspektyw. Najpierw pojawiają się rozdziały oddające głos Bei, później Niklasowi. Na szczęście fragmenty poświęcone mężowi nie powtarzają tego, co czytelnik już wie z relacji żony. Jego punkt widzenia uzupełnia całą historię, ponieważ możemy cofnąć się do niedalekiej przeszłości i zobaczyć jaką parą byli bohaterowie. Jak wyglądały ich wakacje, święta, jacy byli na co dzień, jaka dynamika panowała w ich małżeństwie. Dzięki temu możemy zajrzeć nie tylko do głowy bohaterów, ale też za kulisy ich relacji, by przekonać się, że te same wydarzenia, zachowania, te same słowa nawet, mogą być zupełnie różnie interpretowane. To, co dla Bei było wyrazem troski o ich domowe ognisko, dla Niklasa urastało do presji, która przytłaczała go coraz bardziej. To, co dla niego świadczyło o chęci oderwania się od codzienności i urozmaicenia życia, dla Bei było zamieszaniem i naruszeniem rutyny, dającej jej poczucie bezpieczeństwa.

Dzięki ukazaniu dwóch perspektyw można też zobaczyć jak brak dobrej komunikacji rujnuje związek. Nie warto zawsze walczyć o to, by postawić na swoim, ale też nie można zupełnie rezygnować z własnych potrzeby, zasłaniając się dobrem rodziny oraz normami społecznymi, zgodnie z którymi czegoś nie wypada nam robić, bo przecież jesteśmy w określonym wieku, z pewną pozycją zawodową i w życiu został już tylko jeden kierunek w jakim możemy podążać. Mam wrażenie, że właśnie w taką pułapkę wpadli bohaterowie tej powieści. Dodatkowo przestali ze sobą szczerze rozmawiać, a zaczęli wymieniać komunikaty, co trzeba załatwić, dokąd pojechać, na jakie zajęcia dodatkowe trzeba zawieźć córki. Wydaje się, że to banał, ale  czynników mających wpływ na rozpad relacji małżonków jest więcej i cieszę się, że autorka przedstawiła je wnikliwie, ale nienachalnie. Herngren udało się oddać cały wachlarz emocji i zachowań towarzyszących ludziom, którzy znają się bardzo długo. Małżeństwo nie rozpadło się w jeden wieczór i za sprawą jednej kłótni, bo sygnały o kryzysie były widoczne już na długo przed tym zanim Niklas trzasnął drzwiami i wyszedł, po raz pierwszy nie oglądając się za siebie i nie martwiąc się, co pomyśli Bea.

Pomimo tego, że pisarka pokazała dwie perspektywy i ewidentnie starała się, żeby czytelnik nie obwinił tylko jednej ze strony, moje odczucia względem bohaterów są dość jednoznaczne. Bea ma oczywiste wady, jest przedstawiona jako irytująca osoba, która ma w głowie pewien obraz szczęśliwej rodziny i za wszelką cenę dąży do realizacji tego wyobrażenia, nie zważając na potrzeby partnera. W kilku momentach można odnieść wrażenie, że bardziej zależy jej na świeżo wyremontowanej luksusowej kuchni i zbliżającym się wyjeździe wakacyjnym niż na ukochanej osobie. Mimo wszystko jej sytuacja jest moim zdaniem znacznie gorsza niż Niklasa. SPOILER Mąż odchodzi od niej i bardzo szybko wpada w ramiona kolejnej partnerki, zatem kobieta ma prawo czuć się zraniona, oszukana i rozgoryczona. Na dodatek musi wyprowadzić się z ich wspólnego mieszkania, a jej sytuacja finansowa jest gorsza niż jego. Jakby tego było mało rodzina męża, z którą Bea była bardzo związana, ostatecznie pokazuje jej środkowy palec, pozwalając, by od teraz Niklas przyjeżdżał do domu teściów z nową partnerką. Bea nie jest już mile widziana wśród ludzi, którzy dotąd byli jej najbliżsi. Sytuacja zaognia się do tego stopnia, że kobieta nie może pożegnać się z umierającym teściem. W obliczu takich wydarzeń trudno nie współczuć porzuconej żonie, zwłaszcza że Niklas początkowo postępuje bardzo nieelegancko i tchórzliwie. Unika żony, nie odpowiada na jej wiadomości, nie jest w stanie wydusić z siebie, że wyprowadził się z domu na dobre.

Rozwód to powieść skłaniająca do refleksji. Zdaję sobie sprawę jak banalnie to brzmi, ale po skończonej lekturze jeszcze długi czas wracałam myślami do bohaterów. Autorka przypomina, że nic nie jest dane raz na zawsze, a o wieloletni związek trzeba dbać. Moim zdaniem ta książka uświadamia również, że nie warto być uzależnionym od partnera zarówno emocjonalnie, jak i finansowo. Uderzyło mnie to jak szybko Bea straciła oparcie w osobach, które do tej pory zawsze służyły jej wsparciem. Nikt tego nie mówi wprost, ale z czasem nawet wspólni przyjaciele pary dochodzą do wniosku, że Bea powinna otrząsnąć się, zaakceptować sytuację i pójść do przodu. Łatwo powiedzieć, prawda? Niespodziewanie dla samej siebie stwierdzam, że bardzo podobała mi się powieść Herngren i z niecierpliwością czekam na kolejne książki wpisujące się w cykl Sceny z życia rodzinnego

Ocena: 5 / 6

Cykl: Sceny z życia rodzinnego:

1. Rozwód

2. Teściowa

3. Rodzeństwo 

12 komentarzy:

  1. Czyli jednak. Zakładam, że mimo dwóch perspektyw miałabym podobnie i opowiedziałabym się po jednej, konkretnej stronie. Już o tym trochę pisałyśmy, ale stttrasznie mnie drażni gadanie, że zawsze obie strony są winne. "Wina leży pośrodku". Gufno prawda, czasami, ale nie zawsze. Czasami jedno krzywdzi drugie i leci na bok. Nie chce nic naprawiać, bo już czeka na nie nowa, atrakcyjniejsza gałązka, której może się chwycić. Bywa, że człowiek się odkochuje, wiadomo, ale czemu krzywdzić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę dokładnie tak samo. Autorka starała się przedstawić tę sytuację jako właśnie to klasyczne "wina leży po środku", ale też uważam, że tak się nie da. Gdyby rzeczywiście obie strony doszły do wniosku, że już nie chcą być razem i wezmą rozwód to nikt by nie cierpiał, ale nie taka sytuacja została tutaj opisana. Czytałam opinie na LC i wiem, że dużo osób uważa, że żona była beznadziejna, że nie rozumiała męża, że zarabiała niewiele, a wymagała pięknie urządzonego mieszkania. Moim zdaniem to wszystko nie sprawia, że zasłużyła na takie traktowanie ze strony męża i jego rodziny.

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że to problem wielu związków ze złą komunikacją. Jedno odsuwa się, odsuwa się, odsuwa, a potem (zwykle, kiedy znajduje tę drugą, fajniejszą gałąź) informuje drugie, że ono już nie chce. To drugie czuło, że nie jest za dobrze, ale i tak będzie w szoku. Zaproponuje ratunek, terapię małżeńską etc., ale to pierwsze w myślach jest już za drzwiami. Chamskie, wyrachowane, podłe i tchórzliwe, moim skromnym zdaniem.

      Usuń
    3. Dokładnie tak! Plus jeśli to drugie jest tchórzem i nie umie poinformować, że odchodzi i już to jest dodatkowe świństwo. Bo to pierwsze ma wciąż nadzieję, staje na głowie co robić, obmyśla, łudzi się, że jeszcze wszystko się jakoś ułoży, a to drugie wie od początku, że nic z tego. Dlatego w tej historii jestem team żona.

      Usuń
    4. I tu lekko wrócę do tematu, który ostatnio poruszałyśmy, czyli komentarze w sieci ;) Czasem, kiedy się tak naczytam, zaczynam myśleć, że jeśli nie większość, to naprawdę znaczna część par ze sobą nie rozmawia. Jakoś do łóżka trafią, jakoś żyją ze sobą (czy obok siebie), ale od rozmów mają znajomych albo przyjaciół. Nie siebie. Za każdym razem, kiedy widzę tekst o udanym związku, pod spodem masa wypowiedzi, że takich ideałów nie ma, można jedynie pomarzyć. Nie ogarniam.

      Usuń
    5. Zgadzam się znowu :) Myślę, że wiele związków funkcjonuje tak powierzchownie, z przyzwyczajenia i potem ludzie są zdziwieni, że jednak można szczerze rozmawiać, że można dzielić się z partnerem swoimi myślami, a nie traktować go jako współlokatora. Zresztą ja mam takie obserwacje, że znaczna część ludzi nie dojrzewa emocjonalnie. Starzeją się, ale poziom komunikacji, funkcjonowania w relacjach to jak dzieci. Tu się obrażą, tam wzbudzą poczucie winy, tam jeszcze coś. Ta słynna mądrość przychodząca z wiekiem do wielu nigdy nie dotrze.

      Usuń
  2. Brzmi interesująco. Słyszałam już co nieco o tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bardzo lubię takie książki skłaniające do refleksji, więc zapisuję sobie jej tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsze słyszę o tej książce, ale po Twojej recenzji chyba rozumiem, czemu zbierała pochlebne opinie wcześniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię takie książki, zamówiłam sobie na imieniny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi również ta książka bardzo się podobała i wywołała dużo refleksji. Najbardziej podobało mi się właśnie pokazanie jak różnie można patrzeć na te samy wydarzenia i inaczej je interpretować/odczuwać. Czeka już na mnie "Teściowa" i liczę na to, że również będzie tak intrygująca.

    OdpowiedzUsuń