Przez lata blogowania i świadomego oceniania książek, zaobserwowałam kilka bardziej lub mniej trwałych trendów, które przetoczyły się przez branżę literacką. Pamiętam modę na skandynawskie kryminały, sielankowe historie o rozpoczynaniu nowego życia na prowincji, tak zwane paranormalne romanse, powieści z gatunku young adult oraz erotyki (na pewno było tego więcej!😬). Każda z tych fal popularności określonego gatunku miała swoje dobre i złe strony. Dzięki wysypowi podobnych tematycznie pozycji fani mogą nacieszyć się ulubionymi historiami albo poznać twórczości autorów, którzy w „normalnych” okolicznościach nie mieliby okazji pojawić się na polskim rynku. Niestety, moda na jakiś rodzaj literatury sprawia również, że czytelnik może się nim łatwo zachłysnąć i przesycić. Mam wrażenie, że obecnie swoje pięć minut przeżywają szeroko rozumiane thrillery i nie jestem pewna czy to mnie cieszy. Jasne, na pewno wydano mnóstwo świetnych powieści zawierających skomplikowane intrygi i nietuzinkowych bohaterów. Jednak miano „mrożących krew w żyłach” historii zyskały też zupełnie przeciętne i nieemocjonujące książki, które z thrillerem nie mają wiele wspólnego. Jedną z takich pozycji jest Ktoś tu kłamie.
Początkowo fabuła tej powieści wzbudziła moje zainteresowanie i nawet zdążyłam się pochwalić na Instagramie, że nowy rok rozpoczęłam ciekawą lekturą. Niestety okazało się, że radość była przedwczesna. Jenny Blackhurst sprawnie kreśli punkt wyjścia swojej opowieści, wspominając o pewnym przyjęciu, na którym zginęła młoda kobieta. Halloweenowa impreza organizowana przez małżeństwo Kaplanów kończy się w momencie, gdy w ogrodzie odkryte zostają zwłoki ich przyjaciółki. Nikt niczego nie widział ani nie słyszał. Policja szybko zamyka śledztwo, stwierdzając, że Erica Spencer zmarła na skutek nieszczęśliwego wypadku. Mieszkańcy luksusowego osiedla starają się zapomnieć o tragedii i wkrótce ich życie wraca do normy. Jednak jest ktoś, kto pamięta o Erice. Na dodatek twierdzi, że posiada szokujące informacje o okolicznościach jej śmierci, którymi będzie dzielił się w swojej cotygodniowej audycji kryminalnej. Pierwszy odcinek podcastu elektryzuje nie tylko Kaplanów, ale również ich najbliższych przyjaciół, gdyż okazuje się, że tajemniczy autor rzeczywiście zna wiele mrocznych sekretów. Oliwy do ognia dodaje zniknięcie jednej z podejrzanych. Czy kobiecie grozi niebezpieczeństwo? A może to ona jest autorką nagrań? Czy Erica naprawdę została zamordowana?
Tak jak wspomniałam, początkowo byłam entuzjastycznie nastawiona do tej powieści, gdyż pisarka sięgnęła po sprawdzone motywy takie jak ograniczone grono podejrzanych i tajemnice skrywane przez każdego bohatera. Lubię historie, w których postaci stopniowo tracą do siebie zaufanie, zaczynają wzajemnie podejrzewać się o zatajenie pewnych faktów, ukrywanie ważnych informacji, a w końcu dokonanie morderstwa. Na dodatek w przypadku Ktoś tu kłamie ofiarą jest kobieta należąca do „paczki”, tzw. Szóstki z Severn Oaks, czyli mieszkańców snobistycznego osiedla, którzy często spędzają razem czas i angażują się w życie lokalnej społeczności, kreując się na wzorowych obywateli. Myślę, że dla wszystkich czytelników jasne jest, że to sztuczny wizerunek, a pod powierzchnią gładkich, uprzejmych słówek aż buzuje od zazdrości, zawiści i coraz słabiej skrywanej niechęci. Liczyłam więc, że pisarka stopniowo będzie zdradzać tajemnice każdej z postaci, a przy okazji podrzucać nowe tropy w sprawie śmierci Eriki Spencer. Teoretycznie tak się dzieje, zwłaszcza na ostatnich kilkudziesięciu stronach, gdzie co chwilę pojawiają się jakieś rewelacje z życia poszczególnych protagonistów, ale ten zabieg nie przynosi spodziewanego efektu.
Przede wszystkim ujawnione sekrety są dość oklepane i przewidywalne. W zasadzie to nie byłby problem, gdyby bohaterowie byli interesujący. Wówczas nawet tak banalne tematy jak zdrada lub kłamstwo mogłyby przerodzić się w ważny wątek. Niestety w tej książce wszystkie postaci zostały wykreowane w podobny sposób. Autorka nie wyposażyła ich w wyróżniające cechy, nie poświęciła czasu na zbudowanie portretów psychologicznych, wobec czego protagoniści są niemalże identyczni. Jasne, ktoś jest chorobliwie zazdrosny o partnera, ktoś samotnie wychowuje dzieci, a jeszcze inna osoba zbiła fortunę na opowiadaniu o poradzeniu sobie z traumami dzieciństwa, ale to są pojedyncze informacje, które w żaden sposób nie budują relacji pomiędzy czytelnikiem a bohaterami. Jak tylko zorientowałam się, że nie doczekam się szczegółowej charakterystyki postaci, było mi serdecznie wszystko jedno, co ukrywa Szóstka z Severn Oaks. W końcu co za różnica, kto zabił, jeśli wszyscy są tacy sami?
Na dodatek Jenny Blackhurst unika opisów, przedstawiając większość koniecznych informacji w dialogach. Powieść jest zdominowana przez rozmowy, które nie zawsze wnoszą coś istotnego do fabuły. Brakuje też osadzenia tej historii w jakimś świecie. Nie wiem, jaka jest pogoda, co myślą bohaterowie, na czym polega ich praca, jakie mają relacje z członkami rodziny, jak wyglądają itd. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że autorka zupełnie pominęła te kwestie, ale na pewno nie poświęciła im wiele uwagi, przez co w ogólnym rozrachunku Ktoś tu kłamie jest raczej jednowymiarową opowiastką z nieciekawymi bohaterami. Kuleje też przedstawienie pracy policji, ponieważ i ten wątek nie został należycie rozbudowany. Funkcjonariusze dzielą się na młodych, ambitnych, ale zobowiązanych do podporządkowania się przełożonym oraz doświadczonych, ale chcących jak najszybciej zamknąć sprawę.
Pozytywnym aspektem powieści jest wykorzystanie wątku podcastu. Sama niedawno wkręciłam się w audycje o prawdziwych zbrodniach, więc ucieszyłam się, że w książce ten aspekt też się pojawił. Ktoś nagrał podcast o śmierci Eriki i co tydzień publikuje nowe odcinki, w których podaje nieznane dotąd informacje na temat tego feralnego przyjęcia i minut poprzedzających rzekomy wypadek kobiety. Książkę czytało mi się najciekawiej właśnie w momentach, gdy na pierwszy plan wysuwał się podcast tajemniczego autora i reakcja bohaterów słuchających nagrania. Niestety to za mało, żebym mogła polecić tę lekturę. Moim zdaniem Ktoś tu kłamie nie jest nawet thrillerem, a raczej nieco bardziej mroczną obyczajówką. Brakuje napięcia i prawdziwie szokujących sekretów, które mogłyby wzbudzić silne emocje. Jenny Blackhurst ma już na swoim koncie kilka napisanych powieści. Dajcie znać czy warto po nie sięgać, czy są podobne do tej historii? A może mieliście zupełnie inne wrażenia z lektury niż ja? Chętnie o tym porozmawiam 😀.
Ocena: 3 / 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz