Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 380
Pierwsze wydanie: 2011
Mam wrażenie, że choć czytam dużo kryminałów, słabo orientuję się w rodzimej literaturze tego rodzaju. Co chwilę zaskakują mnie nowe nazwiska autorów, nowe cykle polecane w blogosferze i czuję, że od dawna nie jestem na bieżąco z „gorącymi” tytułami i wysoko ocenianymi debiutami. Nie mam zamiaru gonić za każdą nowością, ale zgromadziłam całkiem pokaźną kolekcję polskich kryminałów oraz thrillerów i uznałam, że najwyższy czas trochę nadrobić. Oczywiście swoim zwyczajem, nie zaczęłam od powieści niedawno wydanej, a od tej, która w zapomnieniu przeleżała na półce kilka ładnych lat, dlatego trudno mówić o tym, by Zbrodnia w błękicie była świeżynką. Zresztą Katarzyna Kwiatkowska zdążyła napisać cztery inne książki wchodzące w skład cyklu, więc jak widzicie, rozpoczynanie kolejnych serii jest mi przeznaczone :).
W debiutanckiej powieść Kwiatkowska pod wieloma względami nawiązuje do twórczości Agaty Christie. Jestem wdzięczna wydawnictwu, że nie opatrzyło okładki krzykliwymi hasłami odwołującymi do twórczości mistrzyni kryminału, bo wówczas pewnie z niesmakiem pomyślałabym, że ktoś chce się wybić, stosując ograny marketingowy chwyt. A tak, z ciekawością podeszłam do powieści, w której podobieństwa do stylu Christie i jej najsłynniejszego bohatera są czytelne, ale rozsądnie wykorzystane. Odniosłam wrażenie, że Kwiatkowska zapożyczyła od królowej gatunku to, co najlepsze, dodając jednocześnie dużo od siebie, dzięki czemu Zbrodnia w błękicie to udany kryminał w klasycznym stylu. Akcja rozgrywa się pod koniec XIX wieku na terenach byłego Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Jan Morawski – młody podróżnik z detektywistycznym zacięciem – przybywa do pałacu w Tarnowicach należącego do jego wieloletniego przyjaciela.
Nie jest jedynym gościem zamożnego gospodarza i już w trakcie pierwszej kolacji orientuje się, że towarzystwo stanowi wybuchową mieszankę. Rozmowy przy stole są pełne zajadłości, wrogości, wzajemnych pretensji i mniej lub bardziej ukrytych drwin. Pan Tarnowski wprawdzie stara się załagodzić sytuację, ale z marnym skutkiem. Nikomu nie dopisuje humor i wieczór kończy się w ponurej atmosferze. Następnego dnia pokojówka odkrywa zwłoki jednej z osób goszczących w pałacu. Sytuacja znacząco się komplikuje, ponieważ wykluczono samobójstwo, nie znaleziono śladów włamania, a na dodatek budynek został odcięty od świata z powodu szalejącej od kilku dni śnieżycy. Oznacza to, że mordercą jest ktoś z gości Tarnowskiego, domowników lub licznie zgromadzonej służby. Morawski zajmuje się prowadzeniem śledztwa, mając nadzieję, że do czasu przybycia przedstawicieli władz, znajdzie rozwiązanie zagadki. Zadanie jest jednak trudne, ponieważ zebrane informacje nie układają się w spójną całość. Na domiar złego niemal wszyscy mieli motyw i sposobność, by popełnić zbrodnię.
Powieść zyskała moją sympatię od pierwszych stron, gdy tylko przekonałam się, że fabuła opiera się o klasyczne, sprawdzone motywy takie jak niewielkie grono postaci, w którym świetnie zamaskował się morderca, odcięte od świata domostwo uniemożliwiające protagonistom ucieczkę lub wezwanie pomocy oraz postać błyskotliwego detektywa prowadzącego rozmowy ze wszystkimi podejrzanymi. Jak już wspomniałam skojarzenia z dorobkiem literackim Christie niemal samoistnie nasuwały mi się w trakcie lektury, ale mimo tego, że Morawski to nie Poirot, a intryga opowiedziana w Zbrodni w błękicie nie jest tak wyrafinowana jak w utworach królowej kryminału, Katarzynie Kwiatkowskiej udało się stworzyć interesującą historię zawierającą zaskakujące zakończenie. Autorka wprowadziła do powieści kilkanaście osób w tym samym momencie, ale uniknęła chaosu, kreśląc wyraziste portrety każdego z ważniejszych bohaterów. Być może czasami przejaskrawiła pewne cechy, narażając postaci na śmieszność lub obniżając wiarygodność ich zachowania, jednak w ogólnym rozrachunku uważam to jedynie za lekkie niedociągnięcie.
Dzięki jasno określonym cechom wyglądu, pewnym typowym zachowaniom lub kontrowersyjnym poglądom postaci, bez większych trudności zapamiętałam, że Tadeusz Tarnowski jest dobrym i pracowitym człowiekiem, jego żona Julia odznacza się niefrasobliwym podejściem do prowadzenia domu, a pałac funkcjonuje bez zarzutu dzięki żelaznej dyscyplinie ochmistrzyni Marii. Z rozbawieniem zanotowałam obecność nadętego, gnuśnego posła Wacława Bonikowskiego uważającego się za wybitnego polityka działającego na rzecz współpracy Polaków z zaborcą oraz jego siostry Pauliny, usiłującej rozkochać w sobie każdego przystojnego i zamożnego mężczyznę. Warto wspomnieć także o nieśmiałej Zofii Rusieckiej, złośliwej, nieprzewidywalnej hrabinie Kareńskiej oraz niedyskretnych członkach służby wiedzących więcej niż się państwu Tarnowskim wydaje. Oczywiście charakterystyka jest niepełna, ponieważ gdzieś wśród wszystkich tych osób kryje się morderca. Od razu przyznam się, że nie rozwiązałam zagadki, mimo że kilkukrotnie zmieniałam zdanie, układając w głowie nowe scenariusze wydarzeń. Jednak autorka mnie zupełnie zmyliła, co poczytuję jako duży plus powieści. Pisarka zręcznie plącze tropy, budzi podejrzenia niemal co do każdej z postaci, pokazując, że zarówno goście Tarnowskiego, jego służba, a także on sam, mają coś na sumieniu.
Zbrodnia w błękicie jest pierwszym tomem serii, więc o głównym bohaterze wiadomo niewiele. Podejrzewam, że w kolejnych częściach pojawia się nieco więcej faktów z przeszłości Morawskiego, pozwalających czytelnikom lepiej poznać jego charakter oraz niechęć do ustatkowania się i zapuszczenia korzeni. Przyznam, że Jan mnie zaciekawił, chociaż na razie nie jawi mi się jako genialny detektyw. Doceniam jego sposób prowadzenia śledztwa polegający na rozmowach, obserwacji i dedukcji, chociaż czasami wydawało mi się, że Morawski nie ma punktu zaczepienia, a i tak jakimś cudem wpada na właściwy trop, dzięki któremu pozyskuje nowe informacje. Trochę to naciągane, zważywszy, że mężczyzna jest samozwańczym detektywem, więc raczej brak mu doświadczenia. Muszę też wspomnieć o jego wiernym lokaju Mateuszu, który w nieoficjalnych sytuacjach staje się wręcz przyjacielem Morawskiego, pomagając mu w prowadzeniu śledztwa. Kamerdyner jest równie rozmiłowany w tropieniu kryminalnych zagadek, co jego pracodawca, więc ich rozmowy i wspólne obmyślanie planów działania wypadają wiarygodnie.
Powieść zasługuje także na uwagę ze względu na dobrze zarysowane tło historyczne. Przebywający w pałacu arystokraci chętnie mówią o zagranicznych podróżach, zakupach i wyjazdach zdrowotnych, a jednak wiadomo, że ich swoboda jest ograniczona. Chociaż zachowują się jak oderwani od rzeczywistości, prawda jest brutalna – zaborca sprawuje władzę i kontrolę. Autorka nie wciska na siłę historii, ale podrzuca różne wątki, np. rozmowy o coraz częstszym przejmowaniu przez Niemców dobrze prosperujących polskich majątków czy rozważania o konieczność edukacji dzieci z chłopskich rodzi. Dzięki temu czułam, że opowieść jest zakotwiczona w konkretnych realiach, które na dodatek zupełnie inaczej prezentują się z perspektywy zamożnego ziemianina, zubożałego arystokraty oraz biednej służącej. Jestem także pod wrażeniem dbałości o szczegóły dotyczące ówczesnej kuchni, trendów w literaturze i architekturze czy nowinek z tak zwanego wielkiego świata, który u progu XX wieku zachwycał się nowymi sportami takimi jak narciarstwo czy golf. Kwiatkowska odrobiła lekcje, a pozyskane informacje umiejętnie wplotła w kryminalną historię.
Debiut Katarzyny Kwiatkowskiej to udany kryminał retro. Czasami pojawiają się drobne potknięcia w postaci sztucznych dialogów czy spowalniających akcję opisów, ale sądzę, że można na to przymknąć oko. Zbrodnia w błękicie spodoba się miłośnikom klasycznych opowieści o poszukiwaniu mordercy doskonale maskującego się wśród członków wytwornego towarzystwa. Książkę polecam także amatorom spokojniejszych kryminałów, w których nie ma miejsca na rozlew krwi czy opis wszelkich brutalności tego świata.
Ocena: 4.5 / 6
Cykl Jan Morawski:
1. Zbrodnia w błękicie
2. Abel i Kain
3. Zobaczyć Sorrento i umrzeć
4. Zbrodnia w szkarłacie
5. Zgubna trucizna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz