Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 336
Rok pierwszego wydania: 2009
Lubię sięgać po kryminały retro i śledzić poczynania detektywów zmuszonych prowadzić śledztwo bez nowoczesnych wynalazków, które dzisiaj znacznie ułatwiają pracę policji. Bohaterowie do dyspozycji mają wyłącznie własny intelekt, intuicję, zdolność obserwowania rzeczywistości i wyciągania wniosków, a także zmysł pozwalający ocenić czy rozmówca mówi prawdę, czy też ma coś na sumieniu i celowo nie zdradza wszystkich informacji. Sądzę, że powieść Bartłomieja Rychtera można zaliczyć do grupy retro kryminałów, mimo że nie pojawia się w niej typowa postać detektywa, a dość dużą rolę odgrywają elementy sugerujące, że popełnione zbrodnie są wynikiem ingerencji nadprzyrodzonych sił.
Akcja rozgrywa się w XIX-wiecznym Sanoku, jawiącym się jako senne i spokojne miasteczko dopóki pewnego dnia pod klasztornym murem nie zostaje odnalezione zmasakrowane ciało jednego z miejskich rajców. Na ludzi pada blady strach, gdy okazuje się, że mężczyzna zginął w niezwykle bolesny sposób, a zadane rany przypominają atak dzikiego zwierzęcia. Cały Sanok żyje opowieściami o wilkołaku lub innej bestii wychodzącej co noc na polowanie. Oczywiście o sprawie słyszy także młody nauczyciel Borys Pasternak, który z czasem coraz bardziej angażuje się w poszukiwania mordercy, bowiem ofiar przybywa, a Borys ma szczególny dar, pozwalający mu widzieć i czuć więcej niż innym ludziom.
Od razu przyznam, że mam mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony autorowi udało się szczegółowo przedstawić XIX-wieczny Sanok łącznie z ówczesnym rozmieszczeniem budynków, nazwami sklepów i innymi detalami, udowadniającymi, że Rychter dużo czasu poświęcił na przygotowania do napisania powieści historycznej. Jednak z drugiej mam wrażenie, że na tej drobiazgowości ucierpiał wątek kryminalny, będący dla mnie nieco zbyt mało dynamiczny i intrygujący. Z łatwością wniknęłam do nieistniejącego już świata, w którym ludzie wciąż wierni są zabobonom, podaniom oraz przekonaniom jawiącym się dzisiaj jako niezwykle krzywdzące i niesprawiedliwie. Pisarz zabrał mnie w podróż do miejsca, gdzie życie toczy się utartym rytmem i pozwolił poznać bohaterów prezentujących cały przekrój społeczeństwa.
Dzięki niemu spotkałam ubogich służących zażywających nieco rozrywki wyłącznie pod nieobecność państwa, sfrustrowanego komisarza policji niemogącego znieść życia na prowincji, światłego profesora pragnącego wszystko wyjaśnić w naukowy sposób, ubogiego dziennikarza z trudem zarabiającego na życie pisaniem, miejscowego doktora starającego się wynaleźć lekarstwo dla chorej córki, a wreszcie nieco zagubionego nauczyciela dręczonego przez koszmarne sny, w których nawiedzają go upiorne mary. To wszystko sprawia, że powieść cechuje się świetnie zarysowanym tłem historycznym i pod tym względem nie mam jej nic do zarzucenia. No, może z wyjątkiem uczynienia kobiety wpływową personą w strukturach austriackiej policji, bo nie sądzę, żeby ówcześnie przedstawicielka płci pięknej mogła piastować takie stanowisko.
Niestety gorzej wypada wątek kryminalny, ponieważ akcja rozwija się powoli, przez co śledztwo gdzieś rozmywa się na tle rozbudowanych opisów przyrody, retrospekcji przybliżających dzieciństwo głównego bohatera, a także charakterystyk wielu postaci. Pomysł na brutalne zbrodnie dokonywane pod osłoną nocy uważam za intrygujący i nie ukrywam, że najchętniej śledziłam fragmenty poprzedzające atak mordercy. W zasadzie do samego końca czytelnik nie wie czy to człowiek jest odpowiedzialny za te makabryczne zbrodnie, czy jednak wszystko jest dziełem bestii z piekła rodem. Podobała mi się ta aura tajemniczości i niedopowiedzenia, a także trzymający w napięciu opis ataku na pewną kobietą oraz jej wyczerpującej walki o życie. Szkoda tylko, że takie emocjonujące sceny są raczej rzadkością w tej powieści. Rychter większy nacisk położył na rozmowy bohaterów, na nakreślenie wspomnianych realiów, dlatego często to napięcie gdzieś się ulatniało, powodując u mnie niedosyt. Jednak największy problem jaki miałam ze Złotym wilkiem to brak całkowitego zaangażowania w historię, skutkujący tym, że bez trudu mogłam przerwać lekturę w dowolnym momencie. Nie czułam też potrzeby jak najszybszego poznania dalszych wydarzeń, czasem nawet nieco zmuszałam się do czytania, żeby wreszcie skończyć tę książkę.
Zastrzeżenia mam również do kreacji głównego bohatera. Borys Pasternak jest postacią mało wyrazistą, jakby autorowi zabrakło pomysłu na nadanie mu charakteru. Na początku sądziłam, że jego rzekomo nadprzyrodzone zdolności będą takim wyróżnikiem na tle innych detektywów-amatorów, ale okazało się, że ten wątek nie został rozbudowany. Uważam, że pisarz zmarnował potencjał, ponieważ zaledwie kilka razy wspomina o niesamowitych umiejętnościach nauczyciela, przez które ten uwikłał się w śledztwo, ale później jego wizje i sny odchodzą na dalszy plan. Spodziewałam się, że odegrają większą rolę i uczynią protagonistę bardziej charakternym, ale nic z tego, bo ostatecznie postać Pasternaka nie zapada w pamięć. O wiele ciekawszym bohaterem wydał mi się profesor Hildenberg, mający zapał, krzepę, ogromną wiedzę i chęć do działania. To właśnie austriacki uczony decyduje o tym, żeby badać, analizować, zbierać dowody i nie bać się zadawania niewygodnych pytań. Borys przy nim jest raczej nieporadny i mało przebojowy. Dopiero na ostatnich stronach pokazuje pazur, choć sam finał też nie zachwyca.
Bartłomiej Rychter zakończył swoją opowieść, pozostawiając bohaterów w stanie zawieszenia. Wprawdzie zagadka morderstw zostaje wyjaśniona i to całkiem przekonująco, ale losy postaci nie są domknięte. Nie wiadomo, co dzieje się z doktorem Zaleskim, z profesorem Hildenbergiem, z wrednym komisarzem policji i innymi postaciami goszczącymi na kartach powieści. Znane są tylko losy głównego bohatera, który ni z tego, ni z owego wyrusza w ślad za pewną kobietą i właśnie o tej podróży i poszukiwaniach rzekomej ukochanej opowiada kontynuacja Złotego wilka. Drugą część mam już w swoich zbiorach, więc na pewno kiedyś się z nią zapoznam, ale na tę chwilę jestem zbyt zirytowana pozostawieniem wielu wątków bez należytego wytłumaczenia oraz biernością głównego bohatera, żeby znów sięgać po książkę Rychtera. Pisarz miał ciekawy pomysł na połączenie zagadki kryminalnej z rozbudowaną charakterystyką życia w XIX-wiecznym Sanoku oraz wpleceniem do fabuły ludowych przekonań oraz zabobonów i do pewnego stopnia udało mu się go zrealizować, jednak pojawiły się też pewne niedociągnięcia, sprawiające, że w moich oczach Złoty wilk to raczej przeciętna powieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz