6 października 2015

iZombie, sezon 1


Liczba sezonów: 2
Lata emisji: 2015-
Obsada: m.in. Rose McIver, Rahul Kohli, 
Malcolm Goodwin, David Anders

Kiedy wybuchł istny popkulturowy szał na wampiry i wilkołaki, a co za tym idzie wszelkie romantyczne konfiguracje pomiędzy nimi a śmiertelnikami, miałam nadzieję, że ten trend nie potrwa długo. Na miejscu zabójczo przystojnych krwiopijców czy pociągających zmiennokształtnych, chciałam zobaczyć masy gnijących, rozkładających się ciał, które zbliżają się do ludzi wyłącznie w celu skonsumowania ich mózgów. Wygląda na to, że wreszcie się doczekałam! W ostatnim czasie zombiaki znów stały się popularne, o czym świadczy chociażby fakt, że obecnie emitowane są co najmniej cztery seriale z nieumarłymi w rolach głównych. Oczywiście moda na dany motyw ma też swoje ciemne strony, bo jak grzyby po deszczu wyrastają teksty słabe i do bólu schematyczne, ale cóż, nie będę narzekać tylko cierpliwie odsiewać ziarno od plew w poszukiwaniu takich perełek jak iZombie.



Niestety takich scen w serialu nie ma.
Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tej produkcji, bo trudno było mi sobie wyobrazić, żeby historia o dziewczynie, która po przemienieniu się w zombie zaczyna pomagać przy rozwiązywaniu kryminalnych zagadek, mogła być ciekawie i sensownie poprowadzona. Na szczęście moje obawy zostały rozwiane już przez pierwsze dwa odcinki, dlatego wszystkich sceptyków namawiam do dania temu serialowi szansy. Sama niemal z miejsca zapałałam sympatią do młodej i zdolnej Liv Moore, która w trakcie pewnej feralnej imprezy nad jeziorem zostaje zamieniona w żywego trupa. Wystarczyło jedno niewielkie zadrapanie, by Olivia zyskała nienaturalnie jasny kolor włosów, chorobliwie bladą cerę oraz apetyt na ludzkie mózgi. Wprawdzie z wyglądu bohaterka nie przypomina tradycyjnego zombiaka, ale jest równie niebezpieczna jak oni, gdy przestaje panować nad emocjami. Z tego względu dziewczyna odsuwa się od rodziny, zrywa zaręczyny z ukochanym i izoluje się od znajomych, cały czas poświęcając na pracę w kostnicy. Szybko orientuje się, że jej nietypowa dieta powoduje wizje związane z ostatnimi chwilami życia ofiar, co oznacza, że pani patolog dysponuje informacjami niezbędnymi dla prowadzących policyjne śledztwo.

Praca w kostnicy to wymarzony zawód dla zombie.

Jeden odcinek, to jedna kryminalna sprawa, w którą zaangażowana jest Olivia, co sprawia, że serial jest dynamiczny oraz intrygujący. Widz obserwuje główną bohaterkę zarówno przy pracy w kostnicy, jak i podczas oględzin miejsca zbrodni oraz przesłuchań świadków, a nawet pościgów za podejrzanymi. Same zagadki nie należą do specjalnie rozbudowanych, ale to raczej zrozumiałe skoro rozwiązanie musi zostać przedstawione w trakcie czterdziestominutowego odcinka. Ponadto w tym serialu tak naprawdę nie chodzi o to, kto zabił i dlaczego, bo nacisk położono na nietypowe umiejętności protagonistki i wynikające z tego faktu różne komplikacje. Olivia nie dość, że nie może zdradzić policji, skąd dysponuje informacjami na temat śledztwa i dlaczego akurat ta osoba jej zdaniem jest mordercą, to na dodatek musi ukrywać swoją nową naturę, a nie jest to łatwe, gdy w każdej chwili może wpaść w tzw. full zombie mode, kiedy zupełnie przestaje się kontrolować. Warto też dodać, że nietypowa dieta powoduje, iż na jakiś czas kobieta przejmuje cechy charakteru osoby, której mózg niedawno skonsumowała. Taka korelacja niesie ze sobą wiele ciekawych i zabawnych scen, ponieważ bohaterka zaczyna zachowywać się zupełnie inaczej niż dotychczas i np. nagle odkrywa w sobie artystyczną duszę lub zaczyna cierpieć na jakaś fobię.

Po godzinach Liv tropi przestępców wspólnie z detektywem Babineaux.

Amerykańska produkcja nie jest stworzona całkiem na poważnie, ale nie jest też groteskowa czy prześmiewcza. Moim zdaniem humor jest potrzebny, ponieważ nadaje tej opowieści lekkości i świeżości. Poza tym pojawia się w idealnie wybranych momentach, głównie za sprawą dialogów pomiędzy Olivią a jej szefem Ravim czy też w scenach z detektywem Clive’em Babineaux.
Ravi i jego niewyczerpane pokłady dobrego humoru.
Obaj panowie są bardzo charakterystycznymi postaciami, które wiele wnoszą do serialu. Ravi jako jedyny poznał tajemnicę swojej podopiecznej, jednak zamiast uciec z krzykiem na samą myśl o zombie, od razu zajął się próbą znalezienia lekarstwa na tę makabryczną przypadłość. Mężczyzna służy też zawsze Liv pomocą, wsparciem i dobrą radą, mimo iż czasami ma niekonwencjonalne pomysły na rozwiązanie poważnych problemów. Clive natomiast dopiero niedawno zaczął pracę w wydziale zabójstw i ogromnie zależy mu na pokazaniu szefowi, że nadaje się do tej pracy. Początkowo policjant z rezerwą odnosi się do rewelacji przekazywanych mu przez panią patolog, ale z czasem zaczyna ufać jej słowom, co sprawia, że tworzą zgrany duet. Z przyjemnością oglądałam ich poczynania obfitujące w drobne sprzeczki oraz utarczki słowne i z całą pewnością mogę stwierdzić, że to jeden z ciekawszych zespołów zajmujących się tropieniem przestępców. 

W każdym porządnym serialu musi być etatowy czarny charakter.

Jedna z pierwszych scen.
Oczywiście w iZombie nie może zabraknąć wątku związanego z pojawieniem się w mieście żywych trupów. Od samego początku wiadomo, że nie tylko Liv została przemieniona, a skoro zombiaków jest więcej, to przybywa też problemów, ponieważ nie każdy z nich jest tak szlachetny jak główna bohaterka. W drugiej części serialu większy nacisk położono na kwestię obecności innych zarażonych wśród ludzi, a co za tym idzie nabierania przez niektórych podejrzeń, że zombie nie są jedynie wytworem ludzkiej fantazji. Pojawia się także główny czarny charakter, będący kolejną intrygującą postacią. Jak przystało na prawdziwego serialowego gangstera Blaine jest jednocześnie śmiertelnie niebezpieczny i niezwykle charyzmatyczny oraz przebiegły, przez co wzbudza dość skrajne emocje. Motyw żywych trupów eksploatowany jest także dzięki szeregowi nawiązań do popkulturowych dzieł, takich jak filmy George’a Romero, slashery z serii Koszmar minionego lata czy, ku mojej ogromnej radości, polska gra Dying Light. Może dla niektórych to zbyt dosłowne, ale ja uwielbiam, gdy pojawiają się mniej lub bardziej czytelne odniesienia do innych tekstów kultury. Warto też wspomnieć, że serial jest luźną adaptacją komiksu o tym samym tytule, co zostało podkreślone przez świetną czołówkę, w której najważniejsze elementy fabuły zostały przedstawione w formie komiksowych kadrów.

Rzadko czołówka przykuwa moją uwagę, ale ta zasługuje na wyróżnienie.

Jestem zauroczona tą produkcją i końcowa ocena z pewnością byłaby wyższa, gdyby nie niepomyślne w moich oczach rozwiązanie wątku związanego z pewną postacią oraz drewniana gra Roberta Buckleya wcielającego się w rolę byłego narzeczonego Liv. O ile reszta obsady, na czele z Rose McIver jako Olivią, spisała się naprawdę bardzo dobrze, o tyle Buckley ogromnie mnie drażni i nie miałabym nic przeciwko, gdyby zniknął z serialu. Zakończenie pierwszego sezonu również mogłoby być nieco bardziej konkretne, ponieważ w zasadzie w ostatnim odcinku niewiele się wyjaśnia. Na szczęście dzisiaj premierę ma druga odsłona iZombie, więc liczę na to, że para nie pójdzie w gwizdek i wszystkie najważniejsze tematy znów zostaną podjęte. Z oczywistych względów serial polecam wszystkim fanom opowieści o żywych trupach, ale namawiam też całą resztę, ponieważ iZombie to nie gore, lejąca się strumieniami krew i apokalipsa, ale intrygująca historia o tym, co by się mogło wydarzyć, gdyby zombiaki żyły wśród nas. Gorąco zachęcam! 

Ocena: 9 / 10 



PS. Ostatni weekend września spędziłam w Warszawie, uczestnicząc w wydarzeniu poświęconym dawnym grom i urządzeniom służącym do ich odtwarzania. Były i stoiska z grami, i ciekawe wystąpienia oraz panele dyskusyjne, dlatego zachęcam do przeczytania relacji z Pixel Heaven :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz