Historia rozpoczyna się od momentu, w którym Carl i Helene Wester lądują w Kalifornii. Mają spędzić miesiąc wakacji w Santa Cruz, w domu należącym do małżeństwa Harrisów, którzy w tym samym czasie pojawiają się w Sztokholmie. Zamiana domów była pomysłem Helene, na dodatek to ona sama wszystko zorganizowała, znajdując niewielki domek z basenem oraz nawiązując kontakt z ich właścicielami, mimo że zazwyczaj to Carl dbał o wybór miejsca na odpoczynek i rezerwację hotelu. Po przybyciu do celu mężczyzna ma wrażenie, że coś jest nie w porządku. Jest przekonany, że na zdjęciach wnętrze domu wyglądało inaczej. Zapamiętał elegancką kanapę oraz ciekawe obrazy rozwieszone na ścianach, natomiast teraz ma przed sobą wysłużone meble i tandetne dekoracje ze sztucznych kwiatów. Nie może również zasnąć mimo potwornego zmęczenia, ponieważ coś natarczywie stuka w rury. Jakby tego było mało w domu jest brudno, a w basenowej wodzie unosi się truchło ogromnego szczura. To wszystko sprawia, że już pierwszego dnia Carl ma ochotę odwrócić się na pięcie i przenieść do hotelu, nie chce jednak robić przykrości żonie, która zdaje się nie zwracać uwagi na niedogodności. Niestety to dopiero początek wakacji z koszmaru, gdyż w najbliższych dniach Carl odkryje, że w ich domu w Szwecji ktoś włamał się do garderoby i wyłączył kamerę monitoringu. Na domiar złego bohaterem zainteresuje się amerykańska policja, wypytując o sprawę zaginięcia pewnego bezdomnego.
Jak to zazwyczaj w takich powieściach bywa, początek jest szalenie intrygujący i pobudzający wyobraźnię. Autor oddaje głos zarówno Westerom, jak i Harrisom, dzięki czemu napięcie rośnie, ponieważ obie pary zdają się doświadczać dziwnych, niepokojących wydarzeń, których nie rozumieją. W przypadku Westerów to Carl jest tą podejrzliwą osobą, natomiast u Harrisów jest nią Scarlett, której wydaje się, że w położonym na drugim końcu świata domu ktoś ukrył różne wiadomości i „znaki” przeznaczone właśnie dla niej. Zupełnie jakby obcy ludzie chcieli, żeby Scarlett rozwiązała jakąś zagadkę. Atmosfera powieści jest niesamowicie gęsta i napięta, gdyż Stefan Ahnhem potrafi tak pisać, by ciągle podtrzymywać uwagę czytelnika, ale przy tym nie zdradzić zbyt wcześnie istotnych szczegółów. Z ogromnym zaciekawieniem śledziłam akcję, poznając punkt widzenia każdego z głównych bohaterów. Początkowo wydaje się, że nie dzieje się nic szczególnego. Ot, pedantyczny i kontrolujący Carl po raz pierwszy od dawna jest zdany na to, co zaplanowała Helene. Natomiast znudzona życiem Scarlett myszkuje w domu Westerów, żeby zabić czas. Oczywiście to tylko pozory, ponieważ intryga jest dużo bardziej szokująca i skomplikowana.
Pierwsze rozdziały to dość długi rozbieg do najważniejszych wydarzeń, ale tak jak wspomniałam, trzymają w napięciu. Mniej więcej od połowy powieści rozdziały są coraz krótsze, a akcja bardziej dynamiczna, ale kiedy wiadomo już w jakim kierunku zmierza autor, całość robi się nieco mniej interesująca. Nadal czytałam z przyjemnością i byłam ciekawa jak to wszystko się skończy, ale odniosłam też wrażenie, że intryga jest bardzo „powieściowa”. Niby wszystko mogłoby się wydarzyć, jest w tym prawdopodobieństwo, ale jednak sposób w jaki bohaterowie realizują swój plan oraz liczba rzeczy, które powinny pójść nie tak, a jednak im się udają, jest dość przytłaczająca. Oczywiście nie szukam realizmu w thrillerze i rozpatrywanie Prawdy i tylko prawdy tylko pod tym kątem nie ma większego sensu, ale doceniam kiedy nawet w takich historiach mam poczucie, że opisane wypadki mogłyby się komuś przydarzyć. Całość jest zaskakująca i przytłaczająca, ponieważ ukazuje podłości ludzkiej natury, które zdają się podwójnie straszne kiedy oprawcę i ofiarę łączy bliska relacja.
Powieść polecam osobom szukającym mrocznej historii o małżonkach oraz szokujących tajemnicach, które partnerzy przed sobą ukrywają. Jestem zadowolona z pierwszego spotkania z twórczością Stefana Ahnhema i na pewno niedługo sięgnę po kolejną jego książkę, zwłaszcza że zorientowałam się, że mam w swoich zbiorach Ofiarę bez twarzy, czyli pierwszy tom cyklu o Fabianie Risku.
Nazwisko coś mi mówi. Byłam przekonana, że czytałam już jakąś książkę tego pana, ale nie ma po nim śladu na moim blogu. Może mi się pomieszało ;) Na razie mam wypożyczoną przedziwną książkę, pisaną od tyłu ("Strzała czasu"), ale jak natknę się w bibliotece na jakiś tytuł od niego, chętnie przetestuję.
OdpowiedzUsuńEDIT: W najbliższej filii są 4 jego książki, w tym "Ofiara bez twarzy". Może poczytamy razem? ;)
Nazwisko mogło Ci mignąć, bo w czasie mody na skandynawskie kryminały jego książki wypłynęły na naszym rynku. Mnie jakoś ominęły, ale nadrobię. Spoko pomysł ze wspólnym czytaniem, daj znać kiedy wypożyczysz :) I jak to czytanie z akcją biegnącą do tyłu Ci idzie? Mnie by chyba to nie podpasowało, bo nie lubię takiej konstrukcji, że wiemy, co się zdarzyło i możemy tylko czekać na opis w jaki sposób to się zdarzyło.
UsuńOkej, dam znać. Pewnie dopiero jak skończę tę, bo zapowiada się na taką, nad którą trzeba się skupić. Ona jest pisana od tyłu dosłownie - zaczyna się sceną w szpitalu, gdzie leży bohater, a potem sanitariusze ubierają go i na noszach zanoszą do ogrodu, w którym pochyla się nad kwiatkami. Czyli był w ogrodzie, coś mu się stało (zawał? udar?) i wylądował na szpitalnym łóżku. Przedziwne. Zobaczymy, czy taka forma nie zacznie mnie męczyć.
UsuńWłaśnie tak mi się zdaje, że to będzie dość wymagająca książka, ale może też być zwyczajnie męcząca. No nic, jestem ciekawa co powiesz na końcu :)
Usuń